Ale jak to się właściwie zaczęło? 5 lutego 1977 r. w Ogre, w małym miasteczku w środkowej części dzisiejszej Republiki Łotewskiej, przyszedł na Świat Andrejs Prohorenkovs. Początki kariery nie były łatwe. Gra w ryskich zespołach (Interskonto, Olimpija, Jurnieks) nie była szczytem marzeń dla młodego Andriejsa… bardziej wyjazd na Zachód. Ale jak to zrobić?
Krok drugi – Odra Opole. W barwach Hutnika Andrejs rozegrał 23 spotkania i strzelił 6 bramek. Dużo to czy mało? Przyzwoicie, gdybyśmy zakładali, iż wspomniany dorobek nasz bohater skompletował w jednym Sezonie. Gorzej, zważywszy, że taki bilans widniał przy jego nazwisku za dwa Sezony („wiosna” 1996/1997 i „jesień” 1997/1998 – red.).
Niepotrzebny w Warszawie, po nieudanym epizodzie w Czuwaju Przemyśl („wiosna” 1997/1998 – red.), na nieco dłużej zatrzymał się w Ceramice Opoczno. W stolicy polskich płytek ceramicznych zanotował w sumie przyzwoity Sezon (1998/1999: 22 mecze, 4 trafienia – red.), „zaledwie” o 4 pkt. przegrywając bój o awans z Petrochemią Płock. Gra Łotysza na tyle spodobała się opolskim działaczom, iż z otwartymi ramionami przywitano go na Opolszczyźnie (chociaż chodziły słuchy, iż to bardziej zasługa obrotnego menadżera niż samego zawodnika). Pobyt w stolicy polskiej piosenki nie zadowolił jednak aspiracji zawodnika, ani Zarządu OKS-u. W Sezonie 1999/2000 rozegrał co prawda 22 spotkania, ale celownik miał zdecydowanie źle ustawiony (1 trafienie – red.).
Krok trzeci – Górnik Zabrze. Łotewski „bombardier” co prawda nie sprawdził się na Oleskiej, ale prezes Odry, Ryszard Niedziela nie zamierzał na razie sprzedawać łotewskiego Nwaoagu Uchenny (nota bene występującego w trykocie Odry w Sezonie 2008/2009,, uwielbianego i zarazem znienawidzonego za brak skuteczności - red). Wobec dobrej rundy jesiennej 2000/2001 w wykonaniu Odry (wiadomo kto za tym stał: „Fryzjer”), ale i pogłębiającemu się kryzysowi w finansach głównego dobrodzieja klubu, zdecydowano się pozbyć „kłopotliwego” napastnika. Na łotewską egzotykę skuszono się w I-ligowym Zabrzu. Jednak i tu Prohorenkovs się nie przełamał. Jakimś cudem uzbierał 12 spotkań + jedną bramkę. Tym samym kończyła się przygoda z polską piłką zawodnika, do której niewiele wniósł, z wyjątkiem może zabawnych przejęzyczeń prasy sportowej (najczęstsze to Prochalenko i Prochorenkow – red.)
Krok czwarty – Izrael. Nie wiadomo jakim sposobem, ale po zakończeniu przygody z Polską, nasz bohater w końcu się przełamał!!! Swój raj znalazł w gorącym – dosłownie i w przenośni - Izraelu. W swym debiutanckim Sezonie w Maccabi Kiryat Gat (2001/2002 red.) rozegrał 26 spotkań, siedmiokrotnie zaskakując golkiperów przeciwnika. Dobra gra zaowocowała transferem do Maccabi Tel Awiw i… mistrzostwem kraju (2002/2003: 30 występów, 10 trafień – red.). Kolejny Sezon był już słabszy, niemniej i tak lepszy niż bywało to nad Wisłą (15 występów, 4 bramki – red.).
Krok piąty – reprezentacja. W drużynie narodowej zadebiutował za kadencji Aleksandrsa Starkovsa. Los chciał, iż stało się to 12 października 2002 r., w stolicy państwa gdzie jeszcze nie tak dawno z jego gry częściej się śmiano niż podziwiano. Nadarzała się więc okazja do rewanżu. Debiut Andrejsa okazał się więcej niż udany. Biało-czerwoni zostali pokonani na własnych śmieciach. W dużej mierze niniejsza porażka zadecydowała, że to Łotwa, nie Polska zajęła drugie miejsce w grupie. Prohorenkovs szybko zadomowił się w reprezentacji. Niedługo po „utraceniu dziewictwa” (w domyśle – meczu z Polską), mógł cieszyć się z pierwszego trafienia (30 kwietnia 2002 r. w konfrontacji z San Marino; 3:0 – red.).
Po pasjonującym barażu z Turcją (1:0 i 2:2 – red.), awans Łotwy do ME stał się faktem. Trafiając do grupy śmierci (Niemcy, Holandia, Czechy – red.), podopieczni Starkovsa nie przynieśli swej ojczyźnie wstydu. W każdym z nich w podstawowym składzie wychodził łotewski Nwaogu. Z Czechami grał do 72 minuty i zaliczył asystę (minimalna porażka 1:2 – red.), z Niemcami do 67 min. (0:0 – red.), a z Holandią dotrwał do 75 min. (porażka 0:3 – red.).
Czy to już koniec? Turniej w Portugalii dla Prohorenkovsa był szczytem własnych umiejętności. Kolejne przystanki w jego karierze były już tylko powrotem do przeszłości.
W latach 2004-2008 zaliczył co prawda: Dinamo Moskwa, Maccabi Tel-Awiw, Racing Ferrol i Ionikos Nikaias, ale na dobrą sprawę, w żadnym z nich nie zachwycił. Również w reprezentacji jego czas minął, zamykając się dorobkiem 32 występów i 4 trafień (w l. 2002-2007 – red.). W końcu zdecydował się wrócić w rodzinne strony, a dokładniej do Metalurga Lipawa. Tu też jakoś szczególnie się nie wyróżnia (w l. 2008-2012 92 mecze, 14 bramek – red.).
Niemniej czy nie chcielibyśmy być na jego miejscu? Osiągnąć to co on? Bo tak jak w polskiej piłce Tomasz Zahorski, tak w łotewskiej Andrejs Prohorenkovs – obaj mieli swoje 5 minut sławy. I tego nikt im już nie odbierze. A czy to nam się podoba? To już inna para kaloszy.