Latem 1993 roku jako jedenastoletni chłopiec, po raz pierwszy miałem okazję biegać po murawie opolskiego stadionu stając się zawodnikiem Odry. Pierwszy trening pod czujnym okiem trenera Wojciecha Tyca zapadł głęboko w pamięci. Nowi koledzy na czele z synem trenera Tadeuszem, nowe otoczenie i ta szczególna postać stojąca za bramką, której strzegłem wówczas jak lew… Starszy Pan obserwował trening trampkarzy Odry i zapewne już wówczas wiedział, kto ma talent piłkarski, a kto musi jeszcze długo pracować, aby osiągnąć sukces. Oczywiście początkowo nie miałem bladego pojęcia kim jest tajemniczy starszy Pan, ale z biegiem czasu bogata historia za jaką się krył wychodziła na światło dzienne.
Jana Śliwaka, bo o nim przecież mowa, poznałem jako niezwykle życzliwego i sympatycznego człowieka z piłkarską duszą. Zawsze oddany sprawie, starannie wywiązujący się ze swoich obowiązków i lojalny jak nikt inny wobec swojej jednej z największych miłości życia – piłce nożnej. To właśnie on walczył o młodych piłkarzy, angażując również swój prywatny czas udając się do szkół na rozmowy z nauczycielami, to on jeździł do rodziców namawiając, aby zgodzili się na udział syna w treningach… To w końcu on był na dobre i na złe z klubem, którego historię znał na pamięć, bo właściwie kto inny mógłby wiedzieć więcej niż Pan Janek?! W Odrze był od 1946 roku i przeżył z nią wzloty i upadki. Był świadkiem pierwszego historycznego sukcesu jakim niewątpliwie był awans do ekstraklasy w 1953 roku, dzięki niemu możemy pochwalić się takimi piłkarzami jak choćby bracia Blaut, po których jechał do Gogolina luksusowym jak na owe czasy motorem. Długo można wymieniać zasługi dla klubu jakich dokonał Pan Janek, jednak najważniejsze w tym wszystkim jest fakt jego niezmiernej skromności, którą nosił w sobie do samego końca. Mimo ogromnej wiedzy, niemal nieskazitelnej pamięci, której można było Panu Jankowi pozazdrościć, skromność to cecha, którą odczułem u naszego bohatera w największym stopniu. Mimo upływu lat od mojego rozstania z Odrą, Pan Janek nigdy nie zapomniał o mnie i przy każdej nadarzającej się okazji wspominał czasy, kiedy byłem piłkarzem klubu. Czasem wstyd było się przyznać, że pewnych wydarzeń nie mogłem sobie przypomnieć, a przecież powinienem…Taki właśnie był nasz Kierownik, jego pamięć zadziwiała nie tylko mnie, ale chyba każdego kto miał styczność z naszym bohaterem.
Muszę przyznać, że największą dla mnie satysfakcją było pojawienie się Pana Janka na spotkaniu autorskim w trakcie premiery mojej książki na Toropolu. 27 marca 2009 roku mimo chłodnego wieczoru oraz nikłego zainteresowania ze strony zaproszonych gości, właściwie tylko Pan Janek stanął na wysokości zadania i zaszczycił spotkanie swoją obecnością. Pamiętam do dziś co odpowiedział, gdy podziękowałem za przybycie: „Sebastian, jakbym mógł nie przyjść!”. Wiele radości sprawiła mi również dyskusja z udziałem Pana Janka, który sypał jak z rękawa anegdotami z czasów ery Piechniczka. „Pieniądze leżą na murawie, trzeba tylko się po nie schylić, aby je podnieść” – mówił. Jednak tego wieczoru osobiste wręczenie książki Panu Jankowi stanowiło dla mnie największą satysfakcję z jej napisania. Żałuję, że zawsze brakowało czasu, aby w końcu spotkać się na umówionym wywiadzie, który mógł stać się najrzetelniejszym źródłem historycznym do dziejów Odry Opole…
Więcej o Janie Śliwaku przeczytacie tutaj.