BKS Stal Bielsko-Biała - Odra Opole 0:1 (Żymańczyk 46)
Sędziował: A. Kuszak (Częstochowa)
Widzów: 500
Żółte kartki: Reterski, Michniewicz (Odra)
BKS: Białek, Mrózek, Garbacz, Kania, Jendryczko, Jurczak, Pruski (Matejko 66), Siemianowski, Klimczak, Łukasik, Czak; trener – Tadeusz Świderski
Odra: Kucharski, Kot, Majerski, Plewnia, Michniewicz, Jagieniak (Kaniuka 88), Kaleta, Reterski, Żymańczyk, Wiliński, Jończyk; trener – Zygfryd Blaut
Po powrocie do ligi, piłkarze BKS rozegrali drugi mecz przed własną widownią i wyglądał on bardzo podobnie do tego, co oglądali kibice w spotkaniu z Concordią. Z jednej strony sporo chęci, ambicji, która nie przyniosła oczekiwanych efektów, z drugiej doświadczenie, ogranie i spryt, zakończony pełnym powodzeniem. Odra wygrała zasłużenie, choć po meczu długo gdybano, co by było gdyby…
Już w trzeciej minucie meczu na bramkę Kucharskiego strzelał Klimczak, piłka odbiła się od obrońcy gości i trafiła w poprzeczkę. Dobitka Siemianowskiego, który miał doskonałą sytuację bramkową poleciała nad poprzeczką. BKS w tym okresie grał dobrze, dyktował warunki gry. Między innymi w 27 min. ładnie strzelał Pruski, jednak piłkę lecącą pod poprzeczkę na rzut rożny wybił Kucharski. Potem z każdą chwilą do głosu dochodzić zaczynali coraz bardziej goście i chociaż nie stworzyli wielu klarownych sytuacji bramkowych, to widać było, że zaczynają kontrolować przebieg boiskowych wydarzeń. I co najważniejsze, Odra niemal zupełnie nie pozwoliła gospodarzom zagrozić swojej bramce. BKS w całym meczu już tylko dwukrotnie stanął przed szansą pokonania Kucharskiego (Łukasik i Matejko w końcówce meczu), tyle że goście prowadzili już 1-0. Nie jest żadną tajemnicą, że dyspozycja Odry w ataku w głównej mierze zależy od postawy Józefa Żymańczyka. W sobotę ten doświadczony piłkarz trzykrotnie stanął przed szansą strzelenia bramki i raz trafił. Jeszcze w 27 min. strzelił obok słupka, jednak minutę po przerwie właśnie na jego głowę trafiło dośrodkowanie z rzutu rożnego i Odra mogła cieszyć się z prowadzenia. Ten sam piłkarz mógł podwyższyć wynik jeszcze w 90 minucie meczu. Za to pudło koledzy z zespołu nie mieli już do niego większych pretensji.
Tadeusz Świderski: - Na własnym boisku nadal płacimy frycowe. Atakujemy, próbujemy strzelić bramkę, tymczasem doświadczone drużyny przyjezdne wykorzystują to w 100 procentach. Tyle, że na własnym boisku musimy atakować, próbować wygrywać. Remis przed własną publicznością niewiele różni się od porażki. Tym razem zadecydowała jedna niekonsekwencja w obronie.
Zygfryd Blaut: - Punkty cieszą bardzo, szczególnie kiedy przywozi się je z daleka. Gramy coraz mądrzej i skuteczniej. Oczywiście do ideału jeszcze sporo brakuje, ale generalnie możemy być po tych pierwszych meczach zadowoleni.
(NIK), „Sport”