Wobec absencji w składzie Norberta Gajdy i Engelberta Jarka (kontuzje – red.), cały ciężar gry wziął na siebie Zygmunt Droździok. On też (w 84 minucie – red.) pokonał z rzutu karnego Bronisława Leśniaka, dając gospodarzom przepustkę do małego finału (decydował tu fakt lepszego bilansu bramkowego pomiędzy zainteresowanymi drużynami – red.).
Poniżej przedstawiamy relację„Trybuny Opolskiej” ze spotkania (nr 143 z 18 VI 1962):
12 kolejka: 16.06.1962 Odra Opole – Wisła Kraków 1:1 (Droździok 84 k. - Kmiecik 49)
Skład: Kściuk, Szczepański, Brejza, Wrzos, Prudło, Trywiański, Stemplowski, Więcek, Droździok, Juszczak, Kuś
Jeśli tak dalej pójdzie, to podczas spotkań mistrzowskich Odry, trybuny stadionu opolskiego świecić będą pustkami.
Winowajców m.in. należy chyba szukać wśród piłkarzy Odry, którzy – nie przesadzając – z meczu na mecz grają gorzej. Jedenastka opolska przypomina w tej chwili stare, zaniedbane gospodarstwo, którego odnowę należy rozpocząć niemal od podstaw. Nie ma tu co mówić o zastoju w rozwoju technicznym, co jest niemal pewne, ale przede wszystkim należy wytknąć brak kondycji.
Mógłby ktoś zaprotestować, że opolanie grali osłabieni brakiem Jarka i Gajdy. Zgoda. Jeszcze do tego przez 20 minut musieli grać w dziesiątkę, gdyż kontuzji uległ Wrzos. Też zgoda.
Ale rozpatrując wszelkie argumenty za i przeciw, powiedzmy sobie szczerze, że Odra stanowi obecnie zlepek jedenastu nie rozumiejących się zawodników, a jest to przecież zespół klubowy, który powinien znać się na „wylot”.
Parę krótkich okresów przebłysków poprawnej gry nie może w najmniejszym stopniu przesłonić zastraszających braków.
W sobotnim meczu za dużo było chaosu, bezpańskich piłek i liczenia na to, że „jakoś to się uda”. Kiedyś drużyna opolska słynęła z umiejętności zdobywania terenu długimi, precyzyjnymi passingami. Teraz, niestety, czasy te należą do przeszłości. Owszem, w sobotę grę rozciągano, z tą jednak różnicą, że przy zastosowaniu krótkich bezproduktywnych podań. Nic dziwnego, że w tej sytuacji krakowianie w porę potrafili nadążyć z asekuracją własnego przedpola.
Nie można też mieć widzom specjalnie za złe, że kiedy około 65 minuty mieli oni już dość takiego „pokazu” futbolu zaczęli kwitować akcje swych pupilów gwizdami i wyszukanymi epitetami.
Kściuk zagrał na normalnym, ligowym poziomie, zyskując sobie uznanie kilkoma pewnymi interwencjami. Obrońcy grali jakoś ospale, a w wyniku błędów Brejzy i Szczepańskiego padła pierwsza bramka dla gospodarzy. Pierwszy przegrał pojedynek z Kmiecikiem, a drugi mając szansę uratowania sytuacji przewrócił się. Pomoc na podobnym poziomie, z tym, że Prudło tylko kilka razy dał znać o swym istnieniu, solowymi akcjami ofensywnymi. Atak to tylko Juszczak i Droździok. Ten ostatni choć kilkakrotnie denerwował zwalnianiem gry, potrafił się zdobyć na świetne akcje indywidualne, po których wykładał dosłownie piłkę Kusiowi, a ten psuł aż do „oporu”. Skoro już mowa o Kusiu, to trzeba powiedzieć, iż był przeważnie ostatnim zawodnikiem w zespole znajdującym się w posiadaniu piłki. Po jego zagraniach stawała się ona łupem przeciwników, lub też lądowała poza boiskiem.
Trudno ganić Więcka, gdyż spełniał on raczej rolę cofniętego łącznika i nie „naraził” się widzom zbytnim marnotrawieniem piłek.
Goście przyjechali do Opola z wyraźnym zamiarem wywiezienia obu punktów. Choć nie wybijali się oni ponad średni poziom, grali z większym polotem i rozmachem. Szczególnie w drugiej części chętnie i śmiało atakowali. Obiektywnie rzecz stwierdzając, byli zespołem nieco lepszym. Najlepsi z nich w sobotnim meczu to wszędobylski Zelman, a dalej Machowski, Lach i Kmiecik, który sporo „narozrabiał” w tyłach Odry. Kawula jak na reprezentanta za dużo razy dał się ograć Droździokowi.
Zaraz po gwizdku, goście z impetem natarli na bramkę Kściuka. W 2 min. nastąpił błąd Prudły i piłka dostała się pod nogi Gajewskiego, jednak jego ostry strzał minął się z celem. Przewagę nadal utrzymywała Wisła, ale napastnicy spod znaku białej gwiazdy za mało strzelali.
W 20 minucie zaczynają się ruszać opolanie. Kombinacja Szczepański-Więcek-Droździok, kończy się minimalnie niecelnym strzałem środkowego napastnika. W 22 min. próbuje szczęścia Juszczak strzału z ostrego kąta. Niestety, aut. Dochodzi 30, a potem 33 min. Droździok z wprawą starego lisa boiskowego pięknie zwodzi kilku obrońców i podaje do Kusia, który najpierw trafia w nogi Leśniaka, a potem posyła piłkę na większą wysokość, niż wynosiła odległość od bramki (5 m). To już zakrawa na nadmiar kurtuazji ze strony lewoskrzydłowego Odry. Na tym skończyła się pieśń. Do głosu znów doszli krakowianie. W 40 min. kapitalny strzał Lacha przeszedł tuż obok słupka.
Po zmianie stron w drużynie Wisły nastąpiły przegrupowania, dzięki czemu akcje ataku stały się groźniejsze. Następuje szybki, wygrany z Brejzą bieg Kmiecika i „wywrotka” Szczepańskiego, a będący bez szans Kściuk wyciąga piłkę z siatki. Na próżno oczekujemy teraz ofensywy opolan. W natarciu nadal goście. Rozochoceni przeprowadzają szybkie ataki raz prawą, raz lewą stroną boiska. Groźniejszy wydaje się być duet Machowski-Lach. Kściuk jest w opałach. W 68 min. dwa razy bronił „pociski” Kmiecika i Machowskiego, a w 75 i 76 robi to samo przy bombach Lacha. Nieco wcześniej, bo w 71 boisko opuszcza kontuzjowany Wrzos (jego miejsce w obronie zajmuje Juszczak) i od tego momentu opolanie grają w 10-kę.
Zbliża się końcówka. Teraz dopiero gospodarze przypominają sobie, że to nie oni a goście prowadzą 1:0. Notujemy kilka energicznych ataków. W 80 min. kapitalny wolej Prudły z 20 m i poprzeczka ratuje gości przed utratą gola. 84 minuta meczu. Więcek idealnie wystawia Droździoka, a ten w momencie strzału zostaje sfaulowany przez obrońcę – sędzia dyktuje rzut karny. Pada wyrównanie. W chwilę później środkowy opolan kopiuje wyczyn z I połowy i pięknie wykłada piłkę Kusiowi, ale ten jest konsekwentny. Głos ma atak Wisły. Faul na napastniku gości i ładny rzut wolny w wykonaniu Kawuli staje się łupem Kściuka.
Po upływie 90 minut gwizdek arbitra kończy męki kibiców.