
Wyjazd do Mielca okazał się więcej niż koszmarem. Drużyna, która w dotychczasowych meczach zgromadziła 3 pkt. (6. pozycja, Stosunek bramek 4:9 – red.) rozbiła w puch wicelidera grupy B. Nikt w opolskim obozie nie spodziewał się takiego wyniku.
Goście swoją grą „solidnie” zapracowali sobie na słowa nagany. Jedynie do Henryka Brejzy, Norberta Gajdy i powracającego po kontuzji Konrada Kornka nie można było mieć większych pretensji. Za to Franciszek Kściuk rozegrał jeden z najgorszych spotkań w swojej karierze.
Poniżej przedstawiamy relację „Trybuny Opolskiej” z w/w spotkania (nr 113 z 14 V 1962):
7 kolejka: 13.05.1962 Stal Mielec - Odra Opole 4:1 (Płaneta 3, Budek 26, Kapuściński 38, 69 – Gajda 4)
Skład: Kściuk (Kornek), Strociak, Brejza, Wrzos, Szczepański, Blaut, Stemplowski, Kuś, Gajda, Droździok, Juszczak
Niedzielny występ Odry w Mielcu miał dać odpowiedź na pytanie, czy kryzys opolan jest przejściowy, czy też przyczyn jego należy szukać głębiej. Odpowiedź, jaką dali nam opolanie w Mielcu przeszła wszelkie oczekiwania. Cóż z tego, że piłkarze nasi byli zespołem lepszym technicznie i posiadali więcej z gry, skoro zabrakło najważniejszej rzeczy – skuteczności. Wprost wierzyć się nie chce, że zespół uchodzący do niedawna za najnowocześniej grającą drużynę w kraju, zatracił w krótkim czasie swe główne walory, polegające na szybkich, długich przerzutach, które sprawiały przeciwnikom wiele kłopotów.
Niemały też wpływ na postawę opolskiej 11-tki miały niefortunne interwencje Kściuka. O ile za pierwszą puszczoną bramkę bramkarza Odry można „rozgrzeszyć”, gdyż strzał był zaskakujący, to druga i trzecia były wyłączną jego „zasługą”. Najpierw próbował parować strzał Budki, i rękoma skierował piłkę do bramki, a w 12 minut później biernie przypatrywał się, jak Kapuściński doszedł do centry Czyloka i spokojnie posłał piłkę do siatki.
Po przerwie Kornek zmienił swego kolegę, grając z nie wyleczoną kontuzją. Nie przeszkodziło mu to zagrać na zupełnie dobrym poziomie, a za puszczoną bramkę nie ponosi winy.
Z piątki defensywnej Odry jako tako zagrali Brejza i Blaut, choć ten ostatni miał kilka niepewnych momentów. Szczepańskiego wyraźnie brakowało w obronie. W napadzie na dobrą sprawę tylko Gajda stał na wysokości zadania. Nie znalazł jednak zrozumienia u partnerów i gra jego nie była skuteczna. Kuś denerwował zbytnim przetrzymywaniem piłki. Droździok w obawie przed kontuzją unikał starć z przeciwnikiem i przez to był mało produktywny. Obaj skrzydłowi, z których bardziej w oczy rzucał się Stemplowski, byli za mało zatrudnieni.
Mielczanie włożyli do gry maksimum wysiłku i woli walki. A ponieważ było to poparte świetnym przygotowaniem kondycyjnym, zebrali zasłużony plon. W zespole zwycięzców najbardziej podobali się Król i Harężlak.
Od pierwszych minut gry stalowcy przystąpili do huraganowych ataków, zdobywając już w trzeciej minucie bramkę po dalekim strzale Płanety. Jeszcze nie ustał entuzjazm kibiców Stali, a już padło wyrównanie. Po składnej akcji napastników opolan, Kuś oddał bardzo ostry strzał, który odbił się od poprzeczki, nadbiegający zaś Gajda dopełnił reszty.
Teraz inicjatywę przejęli opolanie, goszcząc bez przerwy na połowie przeciwnika. Napór opolan trwał 20 minut, kiedy gospodarze w dość zaskakujący sposób zdobyli drugą bramkę.
Trzecia bramka ostatecznie „dobiła” opolską 11-kę, a płynne dotąd akcje zaczęły rwać się zupełnie.
Po przerwie wydawało się, że Odra zdoła zrewanżować się gospodarzom za dwie fatalne stracone bramki. Jednak nic takiego nie nastąpiło. Atak wspomagany przez Szczepańskiego przesiadywał wprawdzie pod bramką Wysiaka, ale za dużo było podań wszerz i do tyłu, co rzecz jasna nie mogło zmienić nieprzyjemnej dla opolan sytuacji. W 69 minucie notujemy groźny atak Stali, po którym nastąpił strzał Budka w poprzeczkę a dobitka Kapuścińskiego przypieczętowała zasłużone, lecz za wysokie zwycięstwo mielczan.