
Biorąc pod uwagę fakt braku na boisku Engelberta Jarka oraz – ogólnie rzecz biorąc – słabszą dyspozycję całej drużyny, wynik można by ocenić za przyzwoity. W tym jednak problem, iż opolscy kibice przywykli już do efektownych zwycięstw „niebiesko-czerwonych”. Goście po prostu liczyli na więcej – z stąd może i rozczarowanie, które uwidoczniło się w pomeczowej relacji zamieszczonej w „Trybunie Opolskiej” (nr 107 z 7 V 1962):
Skład: Kściuk, Strociak, Brejza, Wrzos, Szczepański, Blaut II, Trywiański, Szyngiel (Kuś), Gajda, Droździok, Bania
W tym stanie rzeczy nastroje przed niedzielnym spotkaniem, które odbywało się pod znakiem walki o tytuł mistrza wiosny, były co najmniej minorowe.
Pięknie przygotowane boisko Wisły było areną bynajmniej nie pięknego spotkania. Obie drużyny zagrały o wiele poniżej swoich możliwości, uzyskując w efekcie wynik bezbramkowy, który po wyrównanej grze uznać można za sprawiedliwy.
Wśród gospodarzy wyróżniali się jedynie Kawula i Sykta, w drużynie zaś Odry młodszy Blaut i Brejza. Niezły mecz zagrał również Strociak, który radził sobie zupełnie dobrze do przerwy ze Śmiałkiem, po przerwie zaś z niebezpiecznym Gajewskim. Szczepański w pomocy nie jest, niestety tak produktywny jak w obronie, stąd też częściej widzieliśmy go w roli defensora niż ofensywnego pomocnika.
W ataku brak Jarka był bardzo widoczny. Zabrakło w tej linii rozgrywającego, którą to rolę trener Brzozowski powierzył Gajdzie. Miało to taki skutek, że z kolei nie było komu wykańczać akcji ofensywnych. Słabą szczególnie formę zaprezentował na krakowskim stadionie Droździok, który zbyt długo przetrzymywał piłkę, uniemożliwiając tym samym przeprowadzanie zaskakujących akcji kolegom.
Drużyna opolska mimo poważnego osłabienia powinna wywieźć z Krakowa dwa punkty. Że tak się nie stało to wina przede wszystkim napastników, którzy zmarnowali szereg doskonałych sytuacji podbramkowych.
Przeciwnik Odry zupełnie niegroźny w ataku, potrafił wykorzystać niezdecydowanie opolskich napastników, zamykając im dostęp do własnej bramki.
Z dwóch części meczu, lepiej mogła podobać się pierwsza. Więcej było w tym czasie szybkich ataków tak z jednej jak i z drugiej strony, więcej było strzałów, tylko, niestety, w wykonaniu Wiślaków.
Do przerwy też opolanie mieli trzy doskonałe sytuacje, z których, na dobrą sprawę, powinny paść bramki. W 20 minucie byliśmy pierwszego w tym meczu pięknego zagrania Droździok-Gajda. Niestety, skończyło się na niczym, bowiem Gajda widząc nie obstawionego Trywiańskiego, oddał mu piłkę, nie ryzykując „pudła”. Kto wie, czy gdyby strzelał sam, nie uzyskałby pięknej bramki.
Drugiej nadarzającej się okazji do uzyskania prowadzenia nie wykorzystał Droździok. Po wymanewrowaniu obrońców zbyt długo zwlekał z oddaniem strzału, w czym ostatecznie przeszkodził mu Kawula.
Jeszcze raz w pierwszej połowie opolanie byli o krok od zdobycia prowadzenia. W 36 minucie Gajda „wypuścił” Szyngiela, ten minął Monicę i… strzelił daleko obok słupka. Nawet publiczność krakowska skwitowała ten nieudany strzał okrzykami lekceważenia.
Po przerwie w obu zespołach zanotowaliśmy zmiany. W Odrze Szyngiela zmienił Kuś, w Wiśle zaś na miejsce Śmiałka wszedł Gajewski. Ogólnie oczekiwano teraz lepszego poziomu gry w obu zespołach. Niestety, skończyło się tylko na oczekiwaniach.
W sumie piękne były tylko boisko i pogoda, grę zaś ocenić można jedynie za „2” z plusem.