Urodził się 1 grudnia 1963 roku w Opolu. Wychowanek opolskiej Odry, w której karierę rozpoczynał w 1980 r. Występował na pozycji napastnika. Reprezentant Polski do lat 21, piłkarz klubów skandynawskich oraz niemieckich. W 1990 roku z drużyną Tampereen Ilves zdobył Puchar Finlandii oraz został królem strzelców Veikkausliigi.
Zapraszamy do lektury niezwykle interesującej rozmowy przeprowadzonej przez Kazimierza Semprucha z Markiem Czakonem w 2005 roku opublikowanej na portalu Opole Nasze Miasto.
Zapraszamy do lektury niezwykle interesującej rozmowy przeprowadzonej przez Kazimierza Semprucha z Markiem Czakonem w 2005 roku opublikowanej na portalu Opole Nasze Miasto.
"Zwierzenia piłkarza" - rozmowa Kazimierza Semprucha z Markiem Czakonem
Marek Czakon miał być łyżwiarzem. Jego rodzice, znakomita para łyżwiarzy, a potem trenerów, Barbara i Marian, postawili go na lodzie w specjalnie zrobionych butach z łyżwami, gdy miał półtora roczku.
Marek Czakon miał być łyżwiarzem. Jego rodzice, znakomita para łyżwiarzy, a potem trenerów, Barbara i Marian, postawili go na lodzie w specjalnie zrobionych butach z łyżwami, gdy miał półtora roczku. I tak jeździł, zdobywając medale mistrzostw kraju w kategoriach młodzieżowych, aż do 17. roku życia. Wtedy zdecydował się zmienić dyscyplinę i został piłkarzem.
Oto co mówi o sobie, dziś 40-letni Marek Czakon.
- Jeszcze jako uczeń liceum grałem z kolegami w piłkę na podwórku oraz w szkole i wreszcie zarzuciłem łyżwiarstwo. W futbolu robiłem szybko postępy, dość stwierdzić, że grając w Odrze, w trzynastu meczach zdobyłem 16 bramek, a mając 21 lat wystąpiłem w młodzieżowej reprezentacji Polski.
- Wielu dziennikarzy pisało o mnie, że większość bramek zdobywałem głową. Może dlatego, że takie gole są bardziej efektowne, ale prawda jest inna.
Byłem jednym z bardziej skocznych piłkarzy i często zagrywałem głową. Gdy jednak w ligowym sezonie w Odrze zdobyłem 21 bramek, to po przeanalizowaniu okazało się, że 7 z nich strzeliłem prawą nogą, 7 lewą, a 7 głową.
- Skoczność w futbolu potrzebna jest bardzo. Dzięki łyżwiarstwu byłem w tym nie tylko lepszy od kolegów, ale przede wszystkim posiadałem lepszą koordynację ruchową w powietrzu. Gdy rywale po wyskoku już opadali, ja rozglądałem się gdzie mam skierować piłkę.
- Tak się złożyło, że w rodzinnym Opolu nie pograłem długo. Miałem tam ratować II-ligę, ale sztuka ta nie udała się klubowi. Potem przekazano mnie do Górnika Zabrze.
- W Górniku zapytałem trenera Huberta Kostkę, co mam tu robić, jeśli ma pan praktycznie jedenastu reprezentantów kraju. Zdaniem trenera nie sprawdzał się Zgutczyński i miałem go zastąpić.
- Podjąłem się tego zadania i na treningach harowałem za dwóch. Gdy rzeczywiście zluzowałem Zgutczyńskiego, trener Kostka po dwóch miesiącach zatęsknił za nim, a mnie nie chciał zwalniać na zajęcia z anglistyki, którą równocześnie studiowałem.
- Na moje inne nieszczęście złapałem mechaniczną żółtaczkę, po której jednak pożegnałem się z Górnikiem i wylądowałem w Olimpii Poznań, z którą awansowałem w 1986 roku do I ligi.
- W Olimpii nie było źle, ale posądzony przez trenera Kopę, o sprzedanie wraz ze Stroińskim meczu, powiedziałem o wszystkim prezesowi klubu. Efekt był taki, że z tego policyjnego przecież klubu, wywieziono nas do karnej kompanii ZOMO.
- Odsłużyłem ją i w ten sposób „dzięki” Kopie stałem się wolnym od zobowiązań klubowych. Moja mama pracowała wówczas jako trener łyżwiarstwa w Finlandii i zaprosiła mnie tam na odwiedziny. Gdy Finowie poznali moje umiejętności, zatrudnili mnie w I-ligowym Ilves Tampere. Miałem wówczas 26 lat i po Bońku, był to drugi przypadek, gdy władze sportu w Polsce zezwoliły na grę w zagranicznym klubie piłkarzowi przed trzydziestką.
- W Ilves grałem cztery lata i tam, jako pierwszy Polak za granicą, zostałem królem strzelców I ligi. Potem nastąpił wyjazd do Danii, w której przez dwa lata broniłem barw Fremu Kopenhaga, a gdy ten klub się rozleciał, wróciłem do Polski. Chciał mnie Lech, ale poszedłem do Olimpii, którą w 1994 roku wprowadziłem drugi raz do I ligi.
- W Poznaniu urządziliśmy też mecz Olimpia 1986 na Olimpię 1994 i w starym składzie pokonaliśmy 5-3, drużynę Bąków i Szymkowiaków. Wkrótce jednak, za namową trenującego w Olimpii Grzesia Laty, postanowiłem wyjechać znów na Zachód.
- Trafiłem do Trieru w Niemczech, gdzie kopałem piłkę dwa lata. Potem klub sprzedał mnie do Unionu Berlin, a ten do Waldhofu Manheim i po dwóch latach wróciłem znów do Trieru, w którym odnosiłem największe niemieckie sukcesy.
- Grając w 1997 roku w Pucharze Niemiec wygraliśmy z Schalke i innymi firmami Bundesligi, przegrywając dopiero w półfinale z Dortmundem rzutami karnymi 11-12. W wieku 37 lat trafiłem później jeszcze do III-ligowego Elwersbergu, a na koniec zdobywałem bramki w II-ligowym zespole Luksemburga.
- Wybudowałem dom w niemieckiej miejscowości Schleich, blisko Luksemburga, gdzie pracuję w telefonii komórkowej. Z futbolem mimo swoich 40. lat nie rozstaję się. Trenuję drużynę kadetów i bywam zapraszany na turnieje drużyn oldbojowych, w którym grałem razem i przeciwko wielu gwiazdom niemieckiej piłki.
Źródło: opole.naszemiasto.pl
Źródło: opole.naszemiasto.pl