Wzrost niemieckiego nacjonalizmu - szczególnie widoczny od połowy lat 20-tych XX w. - najjaskrawiej uwidocznił się na Śląsku Opolskim, gdzie ruch faszystowski razem z prezydentem prowincji śląskiej Hansem Lukaschkem w latach 1928-1929 nasilili represje nakierowane na 600-tysieczną ludność polską zamieszkującą rejencję opolską. Jedną z form rozwoju kulturalnego Polaków na Opolszczyźnie było organizowanie przedstawień teatralnych w języku polskim. Na zaproszenie sekcji miłośników sceny przy Polsko-Katolickim Towarzystwie Szkolnym w Opolu, miało dojść do wystawienia "Halki" Stanisława Moniuszki. Mimo trudności robionych przez radę miejską Opola oraz antypolskiej nagonce prasy niemieckiej, pod naciskiem rządu polskiego władze miasta wydały zezwolenie na przyjazd aktorów Teatru Polskiego z Katowic i wystawienie "Halki" 28 kwietnia 1929 r.
Przedstawienie kilkakrotnie starano się zakłócić. Kilku członków NSDAP i Jungstahlhelm próbowało przedostać się na scenę. W stronę aktorów poleciały również naboje łzawiące i cuchnące. Mimo tych ekscesów przedstawienie udało się zakończyć. Jednakże pod budynkiem teatru zdążyła się pojawić duża grupa sympatyków faszyzmu, która z każdą chwilą się powiększała. Wśród nich byli nie tylko bojówkarze NSDAP, ale i kilku żołnierzy Reichswery. Opuszczających budynek teatru polskich aktorów - udających się w stronę dworca kolejowego - podburzony tłum bezwzględnie zaatakował. Kilku aktorów zdołało szczęśliwie uniknąć pobicia. Większość miała jednak mniej szczęścia. Aktor Wacław Hoherman w wyniku pobicia doznał złamania kości ramieniowej i obrzęku lewej dłoni, Stanisławowi Miszczakowi poobijano nerki. Mikołaj Szterpakiewicz próbując ratować Marię Walterównę z rąk rozszalałego tłumu, sam wpadł w potrzask i został ciężko pobity. Największych obrażeń doznała jednak Anna Pichlowa. W wyniku pobicia i nieszczęśliwego upadku doznała paraliżu nóg. Do zawodu aktorskiego już nie wróciła.
W gorączce zawieruchy pobici zostali również sami Niemcy przebywający w tym czasie na dworcu i pomyłkowo wzięci za Polaków. Ogółem poszkodowanych zostało 50 osób. Po zajściu na dworcu pojawiło się 10 oficerów z prezydentem policji, którzy rozgonili powoli odchodzący z miejsca zdarzenia tłum. Pobitych aktorów opatrzono i konwojowano aż do granicy.
Wydarzenia, które miały miejsce w Opolu były szokiem dla społeczności polskiej. W ramach odwetu władze województwa śląskiego zakazały występów scenie niemieckiej w Katowicach. Jako, że wydarzenia opolskie władze niemieckie nie były w stanie wyciszyć, przed sądem za pobicie polskich aktorów stanęło 20 osób, których obrońcą był Hans Frank, przyszły kat Polaków w Generalnej Guberni. Proces prowadzony był tendencyjnie. Obrońcy usprawiedliwiali oskarżonych ich młodym wiekiem i źle pojętym patriotyzmem, zaś świadków starano się zastraszyć. Wyrok sądu był bardzo łagodny dla oskarżonych. 13 z nich zostało uniewinnionych, 6 oskarżonych dostało kary od 2 do 6 miesięcy więzienia. Tylko jedna osoba została ukarana 8 miesiącami więzienia. Dla większości działaczy NSDAP wyrok sądu i tak był zbyt wysoki. Dla wielu faszystów, odsiadujący wyrok Niemcy byli bohaterami, a nie kryminalistami.
Skutkiem tragicznych wydarzeń w Opolu, było zamarcie wymiany kulturalnej na Śląsku Opolskim i polskim Górnym Śląsku. Wojewoda śląski Michał Grażyński, stosując politykę równych kroków, zakazał do odwołania występów sceny niemieckiej w całym województwie. Do roku 1935, żadne polskie przedstawienie nie zawitało do Opola.