zadyma

  • 1989/90: Metal Kluczbork - Odra Opole, czyli nokaut "zadymiarzy"

    Sezon piłkarski 1989/1990: "Metal" Kluczbork - "Odra" Opole 1:0, czyli nokaut "zadymiarzy" na stadionie

    Kolejny sezon niespełnionych marzeń opolskiego klubu o rychłym powrocie już nie na piłkarskie salony w naszym kraju, ale choćby o grze na zapleczu Ekstraklasy... Trzecioligowa rzeczywistość powoli zaczęła stawać się normalnością w Opolu, a spotkania z takimi tuzami piłkarskimi jak Granica Kętrzyn czy Kuźnia Jawor nikogo nie dziwiły.

    W 23 kolejce trzeciej ligi śląskiej "Odra" zmierzyła się z zespołem lokalnego rywala "Metalem" Kluczbork na jego terenie. Derby Opolszczyzny nie zapowiadały się atrakcyjnie od strony sportowej, ponieważ oba zespoły nie należały do czołówki ligi. "Odra" zajmowała ósmą lokatę natomiast "Metal" był drużyną, która broniła się przed spadkiem okupując 17 pozycję w ligowej tabeli (ówczesna trzecia liga liczyła 20 zespołów). Bez względu na odmienne cele obu drużyn, spotkanie zapowiadało się na atrakcyjne widowisko sportowe, a że derby zawsze rządza się swoimi prawami, trudno było upatrywać w którejś z drużyn jednoznacznego faworyta, mimo, że w poprzedniej kolejce "Odra" pokonała gładko w Opolu innego rywala zza miedzy "Małąpanwię" Ozimek 3:0.

    Mecz jak na spotkanie derbowe przystało był zacięty a piłkarze obu zespołów grali bardzo ambitnie nie odstawiając swoich nóg w każdej sytuacji. Mimo, tego poziom sportowy tego bardzo nerwowego spotkania nie był szczególnie wysoki, a jedyną bramkę meczu zdobyli gospodarze po przepięknym strzale w 60min Marka Bogusza, który uderzeniem z około 30 metrów zdobył dla "Metalu" zwycięskiego gola. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że gospodarze stworzyli sobie dużo więcej dogodnych sytuacji podbramkowych, zwłaszcza w pierwszej części spotkania i zasłużenie zapracowali sobie na zdobycie dwóch punktów w meczu z "Odrą". Tyle o samym spotkaniu.

    Bilet z meczu

    Ciekawsze" wydarzenia miały miejsce natomiast na trybunach stadionu oraz poza nim i tak naprawdę stały się główną "atrakcją" meczu, których twórcami byli kibice przyjezdni.

    Zanim sędzia dał sygnał do rozpoczęcia spotkania z trasy przejazdu opolskich "szalikowców" nadchodziły niepokojące wieści; mówiono, że zdewastowali pociąg, sterroryzowali pasażerów, chociaż połowę z nich milicjanci wysadzili na stacji Jełowej. Niestety tylko ta ostatnia wiadomość okazała się nieprawdziwa� Gdy opolscy fani zjawili się na dworcu w Kluczborku ze zdziwieniem rozglądali się, że nie czeka na nich żadna "obstawa" ani siły porządkowe, które miały doprowadzić ich na stadion. Droga na stadion była zatem otwarta i dzięki temu większość sklepikarzy przy ul.Krakowskiej w Kluczborku pożegnało się z szybami.

    Na stadion kibice z Opola weszli bez zakupionych wejściówek. Większość z nich przeskoczyła płot i od wewnątrz obiektu zaatakowała bileterów jednocześnie z tymi, którzy byli jeszcze przed bramami stadionu. Spiker zapowiadający spotkanie nie wiedząc o tych incydentach, serdecznie przywitał kibiców z Opola, a ci w odpowiedzi przywitali Kluczbork: "Cześć, cześć, cześć Opole wita wieś". Przyjezdni fani po wejściu na stadion zajęli miejsca na przeciwległej stronie krytej trybuny, "czyszcząc" sobie miejsca, jeśli tylko gdzieniegdzie były pozajmowane, m.in. bijąc młodego chłopca, który usiadł tam gdzie nie powinien.

     

     

    W pierwszej części spotkania nie ustawali w słownych prowokacjach tubylców, którzy mimo,że byli zgorszeni, przełykali nieprzyjemności w spokoju. Porządku na stadionie pilnowało, aż �czterech policjantów...To również było przyczynkiem do kolejnych ekscesów na stadionie. Rozzuchwaleni bezkarnością i zdenerwowani nieskutecznością własnych prowokacji miejscowych kibiców - "szalikowcy" z Opola w przerwie meczu wbiegli na boisko i zaatakowali siedzących na trybunie krytej widzów z Kluczborka. W ruch poszły kamienie, drewniane ławki i butelki. Tego było już za wiele jak dla miejscowych kibiców. W obronie swoich żon, matek i dzieci ruszyli starzy i młodzi. Na atak odpowiedzieli atakiem, a swoją wściekłość spotęgowali podwójnie. Na płycie boiska rozgorzała wielka wojna. Można było dostrzec nawet człowieka bez nogi, który wdał się w szranki z najeźdźcami. Ze swojej kuli zrobił groźną broń, którą okładał kibiców z Opola.. W czasie walki spłonęła jedna flaga opolska, a w ciągu 5 minut od frontalnego ataku "szalikowców" z Opola rozpoczęła się kontrofensywa kluczborskich kibiców wraz z pościgiem. Opolanie na widok przytłaczającej przewagi przeciwników ratowali się paniczną ucieczką za płot w stronę letniego basenu i parku. Za nimi leciały oczywiście kamienie i kawałki ławek rozwścieczonych kibiców gospodarzy.

    Na stadionie pozostali właściwie czterej milicjanci czekający na przyprowadzonych jeńców z Opola, którzy dostali się do niewoli rozsierdzonych obywateli Kluczborka. Długo jeszcze na bieżni stadionu leżeli dwaj pobici kibice z Opola, a złapanych "zadymiarzy" prowadzono wzdłuż brzegu basenu, krzycząc przy okazji "Utopmy ich". Do samosądów nie doszło, ponieważ w ostatniej chwili zjawiło się ośmiu milicjantów z oddziałów prewencji, którzy zażegnali ewentualnej tragedii.

    Po ciężkim nokaucie, jaki zadali "szalikowcom" z Opola kibice "Metalu" żaden z przyjezdnych nie obejrzał już drugiej części spotkania. Większość rozproszyła się po mieście a inni wpadli w ręce milicji, a kibice z Kluczborka tak oto skwitowali całe zajście: "Jeśli władza nie daje rady, to społeczeństwo musi wziąć sprawę w swoje ręce".

    Przegrali sami piłkarze "Odry" i kibice z Opola, a sędzia spotkania, który odpoczywał w czasie przerwy, nawet nie wiedział, że na boisku i trybunach działy się dantejskie sceny, gdyż nie zdołał zauważyć, że brakowało chorągiewek narożnych, które zostały użyte do walki przez "zadymiarzy".

    Zobacz pozostałe relacje z udziałem kibiców Odry Opole

     
     Podobał Ci się nasz artykuł? Cenisz i szanujesz naszą pracę? 
    Wesprzyj nasz serwis, aby takich artykułów pojawiało się więcej.


    Sezon piłkarski 1989/1990: "Metal" Kluczbork - "Odra" Opole 1:0, czyli nokaut "zadymiarzy" na stadionie

    Kolejny sezon niespełnionych marzeń opolskiego klubu o rychłym powrocie już nie na piłkarskie salony w naszym kraju, ale choćby o grze na zapleczu Ekstraklasy... Trzecioligowa rzeczywistość powoli zaczęła stawać się normalnością w Opolu, a spotkania z takimi tuzami piłkarskimi jak Granica Kętrzyn czy Kuźnia Jawor nikogo nie dziwiły.

    W 23 kolejce trzeciej ligi śląskiej "Odra" zmierzyła się z zespołem lokalnego rywala "Metalem" Kluczbork na jego terenie. Derby Opolszczyzny nie zapowiadały się atrakcyjnie od strony sportowej, ponieważ oba zespoły nie należały do czołówki ligi. "Odra" zajmowała ósmą lokatę natomiast "Metal" był drużyną, która broniła się przed spadkiem okupując 17 pozycję w ligowej tabeli (ówczesna trzecia liga liczyła 20 zespołów). Bez względu na odmienne cele obu drużyn, spotkanie zapowiadało się na atrakcyjne widowisko sportowe, a że derby zawsze rządza się swoimi prawami, trudno było upatrywać w którejś z drużyn jednoznacznego faworyta, mimo, że w poprzedniej kolejce "Odra" pokonała gładko w Opolu innego rywala zza miedzy "Małąpanwię" Ozimek 3:0.

    Mecz jak na spotkanie derbowe przystało był zacięty a piłkarze obu zespołów grali bardzo ambitnie nie odstawiając swoich nóg w każdej sytuacji. Mimo, tego poziom sportowy tego bardzo nerwowego spotkania nie był szczególnie wysoki, a jedyną bramkę meczu zdobyli gospodarze po przepięknym strzale w 60min Marka Bogusza, który uderzeniem z około 30 metrów zdobył dla "Metalu" zwycięskiego gola. Trzeba wyraźnie stwierdzić, że gospodarze stworzyli sobie dużo więcej dogodnych sytuacji podbramkowych, zwłaszcza w pierwszej części spotkania i zasłużenie zapracowali sobie na zdobycie dwóch punktów w meczu z "Odrą". Tyle o samym spotkaniu.

    Bilet z meczu

    Ciekawsze" wydarzenia miały miejsce natomiast na trybunach stadionu oraz poza nim i tak naprawdę stały się główną "atrakcją" meczu, których twórcami byli kibice przyjezdni.

    Zanim sędzia dał sygnał do rozpoczęcia spotkania z trasy przejazdu opolskich "szalikowców" nadchodziły niepokojące wieści; mówiono, że zdewastowali pociąg, sterroryzowali pasażerów, chociaż połowę z nich milicjanci wysadzili na stacji Jełowej. Niestety tylko ta ostatnia wiadomość okazała się nieprawdziwa� Gdy opolscy fani zjawili się na dworcu w Kluczborku ze zdziwieniem rozglądali się, że nie czeka na nich żadna "obstawa" ani siły porządkowe, które miały doprowadzić ich na stadion. Droga na stadion była zatem otwarta i dzięki temu większość sklepikarzy przy ul.Krakowskiej w Kluczborku pożegnało się z szybami.

    Na stadion kibice z Opola weszli bez zakupionych wejściówek. Większość z nich przeskoczyła płot i od wewnątrz obiektu zaatakowała bileterów jednocześnie z tymi, którzy byli jeszcze przed bramami stadionu. Spiker zapowiadający spotkanie nie wiedząc o tych incydentach, serdecznie przywitał kibiców z Opola, a ci w odpowiedzi przywitali Kluczbork: "Cześć, cześć, cześć Opole wita wieś". Przyjezdni fani po wejściu na stadion zajęli miejsca na przeciwległej stronie krytej trybuny, "czyszcząc" sobie miejsca, jeśli tylko gdzieniegdzie były pozajmowane, m.in. bijąc młodego chłopca, który usiadł tam gdzie nie powinien.

     

     

    W pierwszej części spotkania nie ustawali w słownych prowokacjach tubylców, którzy mimo,że byli zgorszeni, przełykali nieprzyjemności w spokoju. Porządku na stadionie pilnowało, aż �czterech policjantów...To również było przyczynkiem do kolejnych ekscesów na stadionie. Rozzuchwaleni bezkarnością i zdenerwowani nieskutecznością własnych prowokacji miejscowych kibiców - "szalikowcy" z Opola w przerwie meczu wbiegli na boisko i zaatakowali siedzących na trybunie krytej widzów z Kluczborka. W ruch poszły kamienie, drewniane ławki i butelki. Tego było już za wiele jak dla miejscowych kibiców. W obronie swoich żon, matek i dzieci ruszyli starzy i młodzi. Na atak odpowiedzieli atakiem, a swoją wściekłość spotęgowali podwójnie. Na płycie boiska rozgorzała wielka wojna. Można było dostrzec nawet człowieka bez nogi, który wdał się w szranki z najeźdźcami. Ze swojej kuli zrobił groźną broń, którą okładał kibiców z Opola.. W czasie walki spłonęła jedna flaga opolska, a w ciągu 5 minut od frontalnego ataku "szalikowców" z Opola rozpoczęła się kontrofensywa kluczborskich kibiców wraz z pościgiem. Opolanie na widok przytłaczającej przewagi przeciwników ratowali się paniczną ucieczką za płot w stronę letniego basenu i parku. Za nimi leciały oczywiście kamienie i kawałki ławek rozwścieczonych kibiców gospodarzy.

    Na stadionie pozostali właściwie czterej milicjanci czekający na przyprowadzonych jeńców z Opola, którzy dostali się do niewoli rozsierdzonych obywateli Kluczborka. Długo jeszcze na bieżni stadionu leżeli dwaj pobici kibice z Opola, a złapanych "zadymiarzy" prowadzono wzdłuż brzegu basenu, krzycząc przy okazji "Utopmy ich". Do samosądów nie doszło, ponieważ w ostatniej chwili zjawiło się ośmiu milicjantów z oddziałów prewencji, którzy zażegnali ewentualnej tragedii.

    Po ciężkim nokaucie, jaki zadali "szalikowcom" z Opola kibice "Metalu" żaden z przyjezdnych nie obejrzał już drugiej części spotkania. Większość rozproszyła się po mieście a inni wpadli w ręce milicji, a kibice z Kluczborka tak oto skwitowali całe zajście: "Jeśli władza nie daje rady, to społeczeństwo musi wziąć sprawę w swoje ręce".

    Przegrali sami piłkarze "Odry" i kibice z Opola, a sędzia spotkania, który odpoczywał w czasie przerwy, nawet nie wiedział, że na boisku i trybunach działy się dantejskie sceny, gdyż nie zdołał zauważyć, że brakowało chorągiewek narożnych, które zostały użyte do walki przez "zadymiarzy".

    Zobacz pozostałe relacje z udziałem kibiców Odry Opole

     
     Podobał Ci się nasz artykuł? Cenisz i szanujesz naszą pracę? 
    Wesprzyj nasz serwis, aby takich artykułów pojawiało się więcej.


    Read More

  • Pierwsi zadymiarze w Opolu [1946]

    Pierwsi zadymiarze - 1946 rok!

    Okazuje się, że pierwsi zadymiarze pojawili się w Opolu już w 1946 roku! Według ówczesnej relacji „Nowin Opolskich” bardzo gorąca atmosfera miała miejsce na meczach Lwowianki Opole. Klub ten został utworzony przez repatriantów z kresów wschodnich i jak wynika z artykułu, jej kibice objawiali typową dla nich „krewkość”. Epitety w stylu „sędzia kalosz” lub „kanarki doić” były w tym wypadku najłagodniejsze. Arbitrowi grożono nawet połamaniem rąk i nóg, a sędzia liniowy wystraszony zniknął 15 min przed końcem spotkania.

    Okazuje się, że pierwsi zadymiarze pojawili się w Opolu już w 1946 roku! Według ówczesnej relacji „Nowin Opolskich” bardzo gorąca atmosfera miała miejsce na meczach Lwowianki Opole. Klub ten został utworzony przez repatriantów z kresów wschodnich i jak wynika z artykułu, jej kibice objawiali typową dla nich „krewkość”. Epitety w stylu „sędzia kalosz” lub „kanarki doić” były w tym wypadku najłagodniejsze. Arbitrowi grożono nawet połamaniem rąk i nóg, a sędzia liniowy wystraszony zniknął 15 min przed końcem spotkania.

    Read More

  • Zadyma: - "Gdzie jest Czeladź..."?! [1987]

    Relacja kibicowska z meczu Odra Opole - MCKS Czeladź 1987 r.

    "Odra szaleje, a Czeladź to k... i cwele" - pieśń na dzień dobry dedykuje przyjezdnym "klub kibica". Zaczyna się piłkarski mecz. Zasad tego sportu nikt nie uczy się z podręczników. Chodzi o to, żeby jedną piłkę umieścić w bramce przeciwnika. Reszta to drobiazgi. Ci, którzy grać nie umieją, wymyślili tabele. Dwa razy w tygodniu można w nich dłubać, przestawiać i obliczać. Znając układ kolejnych meczów, można też prognozować lub "się domyślać".

    "Odra szaleje, a Czeladź to k... i cwele" - pieśń na dzień dobry dedykuje przyjezdnym "klub kibica". Zaczyna się piłkarski mecz. Zasad tego sportu nikt nie uczy się z podręczników. Chodzi o to, żeby jedną piłkę umieścić w bramce przeciwnika. Reszta to drobiazgi. Ci, którzy grać nie umieją, wymyślili tabele. Dwa razy w tygodniu można w nich dłubać, przestawiać i obliczać. Znając układ kolejnych meczów, można też prognozować lub "się domyślać".

    Read More

Archiwalne zdjęcia

Facebook

CPR certification onlineCPR certification onlineCPR certification online