W opolskiej Odrze źle działo się już w rundzie jesiennej. Świadczyły o tym pośrednio wyniki zespołu – dalekie od oczekiwań działaczy, kibiców trenerów i samych zawodników. Spadkowicz z II ligi dość nieoczekiwanie znalazł się w „dolnej strefie stanów średnich” w ligowej tabeli. Że jednak oficjalnie nikt „pary z gęby” nie puścił, łudzić się można było, że to wynik jedynie kiepskiej formy podopiecznych Andrzeja Krupy. Bomba pękła w poniedziałkowe przedpołudnie. Opolanie mieli rozpocząć w tym dniu przygotowania do rundy wiosennej. Nie zaczęli… O godz. 10.00 w szatni byli niemal wszyscy zawodnicy, oprócz dwóch kontuzjowanych. Nikt jednak nie kwapił się do „przymierzania” sportowych ubiorów. Szykował się strajk.
Odra zalega zawodnikom 400 mln starych złotych, czyli to, co wybiegali i wywalczyli sobie na boisku. Taką wartość mają premie opolan za punkty w rundzie jesiennej.
- Przez całą rundę dostawaliśmy tylko pensje i dożywianie – mówi jeden z zawodników. – Każdy z nas ma dzieci i żony, najczęściej nigdzie nie pracujące. Jak z tego wyżyć? Z miesiąca na miesiąc karmiono nas obietnicami.
Kilkanaście minut później w szatni pojawiły się dwie najważniejsze persony w klubie: prezes – Mariusz Karpiński oraz dyrektor klubu – Zbigniew Laskowski. Rozmowy przeprowadzono już pod nieobecność kilku dziennikarzy, których po prostu wyproszono z szatni. Były krótkie – szefostwo Odry przedstawiło pisemną deklarację jednego z biznesmenów, obiecującego finansowe wsparcie dla klubu. Piłkarzy to nie przekonało. Po kolejnym kwadransie Tomasz Drąg, kapitan zespołu, pofatygował się do trenera Andrzeja Krupy, który wraz z dwoma działaczami opuścił szatnię.
- Są twardzi – mówi Krupa po krótkiej rozmowie z kapitanem zespołu. – Namawiam ich, aby wyszli na trening, bo wierzę, iż niebawem będą pieniądze na zaległe premie. Proszę mi wierzyć, że ja w tak napiętej sytuacji pracowałem całą rundę. I jak można było zrobić dobry wynik? Zespół jest w tej chwili podzielony. Część opowiada się za strajkiem, część jest mu przeciwna. Dziś zawodnicy mieli dostać zaległe premie. To już szósty termin.
- Jak w takich warunkach można egzekwować punktualność, sumienność, nieobecność na treningach – dodaje asystent Krupy, Dariusz Kaniuka. – Co, odebrać ostatnią pensję?
Po chwili „dzienne piłkarzy rozmowy” przeniosły się na klubowy korytarz. Oto ich zapis:
- Dajmy im tydzień na załatwienie pieniędzy.
- Tydzień to za dużo. Trzy dni. Jak nie załatwią nic w trzy, to i w siedem też.
W końcu rada drużyny (Tomasz Drąg, Krzysztof Chełpa, Marek Tracz, Mirosław Wójcik) jeszcze raz podjęła decyzję o kolejnej konsultacji z szefostwem klubu – tym razem w gabinecie prezesa. Rozmowy były dłuższe i – przynajmniej teoretycznie – owocniejsze.
- Pensję podstawową i dożywienie piłkarze otrzymują bez większych opóźnień – wyjaśniał kierownik sekcji, Jan Śliwak. – Premii nie ma, to prawda, ale z nimi są także kłopoty w zakładach produkcyjnych. Na razie wszystko u nas rodzi się na kamieniu. Nerwy niczego nie zmienią.
Trenujemy normalnie – odpowiedział kapitan Odry, schodząc do kolegów z zespołu.
Do strajku ostatecznie więc nie doszło. „Pogotowie strajkowe” nie zostało jednak zawieszone. Teraz kolejny ruch należy do działaczy. Prezes Karpiński:
- W tym tygodniu musimy załatwić trochę grosza. Rozumiem rozgoryczenie zawodników, ale niech i oni zrozumieją mnie. Jestem w klubie od kilkunastu dni, w tym większość przypadła na czas świąteczny, w którym trudno było z kimkolwiek rozmawiać. Na razie mam na papierze deklarację pomocy finansowej od jednej z firm na sumę, która pozwoliłaby spłacić cały dług Odry. Sprawy nie sfinalizuje się w ciągu dnia, ani dwóch…
Deklaracje deklaracjami – czasem po prostu trzeba je między bajki włożyć. Jak grom z jasnego nieba gruchnęła jednak wieść, że tym razem rzeczywiście Odra bliska jest… „chwycenia Pana Boga za nogi”. Może nie do końca Pana Boga, ale… Ryszarda Raczkowskiego. Niedawny sponsor II-ligowej Varty Namysłów przeniósł znaczną część finansowych aktywów do Śląska Wrocław i zamierzał z tą drużyną awansować do ekstraklasy. To właśnie on doprowadził do podpisania trenerskiej umowy ze znanym w kraju szkoleniowcem, Wojciechem Łazarkiem. Na treningi do Wrocławia jeździło też kilku piłkarzy II-ligowej Varty Alkaline, m.in. Polakowski, Cieśla, Dąbrowski, Rzepa, a potem także Krzak, Berliński i Łuszczyński. Raczkowski chciał wykupić co najmniej pakiet kontrolny udziałów Sportowej Spółki Akcyjnej Śląsk, przez pewien czas reprezentował nawet klub wrocławski „na zewnątrz”, występując w charakterze „przyszłego prezesa”. Zaangażowanie w Śląsk środków finansowych przez browar „Piast” nieoczekiwanie skomplikowało sytuację, bo wrocławscy działacze nagle zmienili „obiekt swych westchnień i uwielbienia”. Słowem – dano do zrozumienia Raczkowskiemu, że nie będzie „alfą i omegą”. Nic dziwnego, że przez byłego sponsora Varty Namysłów zaczęła przemawiać gorycz.
- Ja za leszcza nie mam zamiaru we Wrocławiu robić – mówił. – Mnie rola kwiatka do kożucha nie odpowiada. Musi zostać jasno sprecyzowana kwestia podziału funkcji w spółce.
Raczkowski nie kryje, iż jeśli rozmowy nie będą dla niego satysfakcjonujące, wycofa się z wrocławskiego interesu i przeniesie go do Opola.
- Wprawdzie Opole to nie Wrocław – zauważa – ale jeśli na mecze Odry przychodziłoby po pięć lub sześć tysięcy widzów, a tak przecież było, gdy grała ona w II lidze, to przy większym na pewno niż gdzie indziej wysiłku organizacyjnym można stworzyć ciekawy zespół, a moje zaangażowanie się miałoby rację bytu. Dlatego Odrze nie mówię nie.
Zainteresowanie Raczkowskiego Odrą potwierdził w końcu prezes klubu, Mariusz Karpiński:
- W środę jesteśmy umówieni na niezobowiązującą rozmowę – powiedział wczoraj.
- Jest wielce prawdopodobne, iż jadąc do Opola będę już wiedział, na czym stoję – twierdzi Raczkowski. – Nie kryję, iż swe szanse w Śląsku oceniam dziś niezbyt wysoko. A więc chyba Odra…
Gdyby taki scenariusz znalazł potwierdzenie w życiu, w sytuacji opolskiego klubu zmieniłoby się bardzo wiele.
- Na pewno doszłoby do fuzji Odry z Vartą – twierdzi Raczkowski. – Zespół II-ligowy grałby wówczas w Opolu, zaś rezerwy w III lidze w Namysłowie. Ja też jednak postawiłbym określone warunki. Na pewno do współpracy musiałoby się szerzej niż dotychczas włączyć miasto. Nie mówię, iż koniecznie do finansowania klubu, bo przecież zaangażowane jest w modernizację stadionu. Jeśli dobrze poukładalibyśmy wszystkie klocki, nawiązali kontakty z firmami, wówczas można byłoby pomyśleć o tym, aby za dwa lata spróbować włączyć się do walki o ekstraklasę, do czego potrzebna jest także dobra atmosfera wokół klubu.
W czwartek Raczkowski leci do Bułgarii w interesach służbowych, a także, by kupić dwóch piłkarzy. Dla kogo? Dla Śląska, Varty czy Odry?
- Może dla siebie – odpowiada – Co to przeszkoda mieć na sprzedaż dobry towar?
Andrzej Szatan (Sport, 6 I 1999)