Zabrze, stadion Górnika
Sędzia: Tadeusz Gajewski (Warszawa)
Widzów: ok. 15 tys.
Żółta kartka: Józef Adamiec, Józef Klose
Górnik: Waldemar Cimander, Bernard Jarzina, Jerzy Gorgoń, Henryk Wieczorek, Zbigniew Rolnik, Józef Kurzeja, Zygfryd Szołtysik, Adam Popowicz, Marian Wasilewski (Joachim Hutka 67), Jerzy Radecki (Janusz Marcinkowski 70), Stanisław Gzil; Trener – Hubert Kostka
Odra: Józef Młynarczyk, Franciszek Rokitnicki, Józef Adamiec, Wiesław Korek, Bogdan Harańczyk, Antoni Kot, Andrzej Przenniak, Zbigniew Kwaśniewski (Jerzy Tkaczyk 82), Krystian Koźniewski, Wojciech Tyc, Alfred Bolcek (Józef Klose 70); Trener – Antoni Piechniczek
„Sport”
Gzil silnym atutem w talii Górnika
Niewiele było w tym meczu sztuki piłkarskiej, mieliśmy raczej do czynienia z niezłym rzemiosłem popartym ambicją. Sytuacja Odry w tabeli nie pozwalała trenerowi Piechniczkowi na większe ryzyko. Grali przeto goście ostrożnie – dobrze zorganizowani w defensywie nie unikali okazji do kontr, które przynajmniej z dwóch powodów mogły przynieść powodzenie. Po pierwsze – stroną atakującą byli zabrzanie, co oczywiście pociągało za sobą rozrzedzenie ich szeregów obronnych; po wtóre – obydwaj stoperzy Górnika: Gorgoń i Wieczorek nie stanowili zbyt trudnych do sforsowania przeszkód. Temu pierwszemu po długiej przerwie w grze, brakuje przede wszystkim szybkości, drugi musi się jeszcze przystosować do nowej pozycji, jaką zajmuje obecnie. Wszystko to pozwoliło najgroźniejszemu snajperowi Odry, Tycowi znaleźć się kilkakrotnie w bardzo obiecujących sytuacjach. Za każdym jednak razem środkowy napastnik opolan zawodził.
Odra przyjechała do Zabrza ze specjalnie na tę okazję opracowanym planem taktycznym. Trener Piechniczek, który widział ostatnio dwukrotnie Górnika, był pod wrażeniem gry Szołtysika, toteż kapitanowi gospodarzy przydzielił specjalnego opiekuna. Został nim Pszenniak. W tych momentach, w których eks-piłkarz Unii Tarnów nie zapominał o swojej roli, swoboda manewru "Małego" była w dużym stopniu ograniczona. Cóż, skoro "wilka ciągnie do lasu" w tym przypadku Pszenniaka pod bramkę przeciwnika i wówczas Szołtysik (przystąpił do gry tuż po przebytym przeziębieniu) "robił swoje".
Silnym atutem Górnika mógł być w tym meczu Gzil. Skrzydłowy zabrzan robił z defensorami Odry co chciał, w grze liczą się jednak ostateczne efekty. Piłkarz z numerem "11" na plecach, jak wytrawny specjalista od slalomu mijał jednego po drugim obrońców gości, zawodził jednak, gdy dochodziło do "podsumowania" wysiłku. Dopiero w 80 minucie postawił kropkę nad "i". Prawą stroną poszedł obrońca Jarzina, zwiódł Harańczyka, oddając niezwykle silne dośrodkowanie pod bramkę Młynarczyka (bardzo niepewnie grał na przedpolu). Gzil nadstawił głowę we właściwym momencie i losy spotkania zostały przesądzone, jako że nagły zwrot w wydarzeniach pozbawił Odrę wiary w skuteczność walki.
Górnik na pewno w tym przeciętnym meczu posiadał inicjatywę, szczególnie w drugiej odsłonie. Trafna była chyba koncepcja, żeby z czujnym w defensywie rywalem prowadzić grę skrzydłami, gdzie tak dobrze np. czuje się Gzil. W ten właśnie sposób padła jedyna bramka spotkania. Odra, jeżeli ustępowała przeciwnikowi, to tylko niewiele. W bilansie tzw. dogodnych sytuacji podbramkowych nie ustępowała Górnikowi. Można byłoby ją pochwalić, gdyby nie fakt, że nie potrafiła wykorzystać słabości duetu stoperów zabrzan.
Andrzej Czajkowski, „Sport” nr 167 z dnia 29.08.1977 r. (za wikigornik.pl)