10. tysięczna opolska widownia była świadkiem niezwykle słabego widowiska, w którym – jeżeli chodzi o gospodarzy - jedynie Engelbert Jarek, Henryk Brejza oraz Antoni Kot pokazali się z przyzwoitej strony. Sosnowiczanie nie zaprezentowali się lepiej, niemniej nie pokpili sprawy, pokonując Kornka w kuriozalnych sytuacjach.
W wyniku porażki „niebiesko-czerwoni” spadli na 11. pozycję w tabeli (17 pkt. – red.), mając jedynie punkt przewagi nad strefą spadkową.
20 kolejka: 28.04.1968 Odra Opole – Zagłębie Sosnowiec 0:2 (Jarosik 1, Krawiec 77 sam.)
Kornek, Uranin, Brejza, Łucyszyn, Krawiec, Kurzeja, Zwierzyna, Klose, Jarek, Kruk, Małkiewicz (Kot)
Mocno rozgoryczeni opuszczali wczoraj kibice stadion opolski. Opolanie rozegrali z Zagłębiem Sosnowiec najsłabsze spotkanie rundy wiosennej. Po raz pierwszy w tym sezonie wystąpił Jarek. Obecność jego na boisku nie wpłynęła jednak mobilizująco na kolegów z pierwszej linii. Pozostałe formacje również nie popisały się. Na konto obrońców można wpisać dwa prezenty (czytaj gole dla sosnowiczan). Pomocnicy bezproduktywnie biegali po boisku przez pełnych 90 min. Szczególnie przydatność Kurzei w linii pomocy była minimalna.
Opolanie grali wczoraj bardzo chaotycznie. Nieliczne akcje ofensywne kończyły się najczęściej niedokładnymi podaniami, z których skwapliwie korzystali obrońcy gości. Napastnicy Odry niemal wcale nie zatrudniali bramkarza sosnowiczan. Nieczęste strzały z dalszej odległości szybowały na ogół obok bramki Szyguły. Duży chaos zanotowaliśmy także wśród obrońców Odry, z których nieźle zagrał jedynie Łucyszyn. Błędów nie ustrzegł się nawet zwykle spokojnie interweniujący Brejza.
Piłkarze Zagłębia nie byli przeciwnikiem najwyższej klasy. Grali jednak dobrze taktycznie. Czwórka obrońców umiejętnie kontrolowała własne przedpole, a napastnicy potrafili wykorzystać odpowiedni moment do groźnych ataków.
Pierwsza część spotkania upłynęła właściwie pod dyktando gości. Już w 1 min. spotkania prowadzili oni 1:0. To dwójka Gzel – Jarosik z łatwością wymanewrowała opolską obronę. Utrata bramki nie zdopingowała jednak opolan do kontrataków. Oglądaliśmy całą serię nieudolnych zagrań naszych piłkarzy. Pierwszy strzał na bramkę gości oddany został dopiero w 17 min. „Snajperem” był Klose, którego anemicznie bitą piłkę z łatwością wyłapał Szyguła. Tuż przed przerwą była jednak okazja do wyrównania. Jarek egzekwował rzut wolny, po którym żaden z napastników Odry nie pokusił się nawet o wepchnięcie piłki do opuszczonej przez Szygułę bramki.
Nieco więcej werwy wykazała Odra po zmianie stron (gdy Kot zastąpił nie wysilającego się Małkiewicza). Atakowano bezowocnie tylko przez 20 min. Ale i wtedy można było zdobyć gole. Piłka dwa razy musnęła poprzeczkę bramki gości. Raz po strzale Jarka (50 min.) i drugi po główce Brejzy (55 min.). Potem do głosu doszło znowu Zagłębie. Jeden z ich groźnych wypadów zakończył się „zdobyciem” drugiej bramki-prezentu. W 77 min. gry atakowany przez Gzela Krawiec tak niefortunnie podawał piłkę do Kornka, że ta wpadła do bramki.
„Trybuna Opolska”, nr 117 z 29 IV 1968