Na początku lat 80. sytuacja finansowa „Odry” była niezwykle trudna. Wiosną 1981 roku prezesem klubu został Zbigniew Karasiński. Optymiści pokładali w nim spore nadzieje. Nowy pryncypał w latach 1981-1982 podjął energiczne działania, aby uzdrowić sytuację w klubie. Przede wszystkim udało mu się niemal całkowicie zbilansować budżet. Do stabilizacji droga była jednak bardzo daleka. Sprawy nie ułatwiały częste tarcia wśród działaczy, czego bardzo szybko doświadczył Karasiński. Opozycyjna działalność niektórych z nich zniechęciła go do pracy w klubie. „Odra” wchodziła w okres permanentnej destabilizacji. Co gorsza, w następnych latach zaczął się niestety realizować czarny scenariusz wydarzeń. Skupmy się jednak na kwestiach czysto sportowych.
W sierpniu 1982 roku „Odra” rozpoczynała swój drugi sezon w II lidze po spadku w 1981 roku. Trener Łucyszyn miał nadzieję, że po odbyciu służby wojskowej powrócą Paweł Król i Roman Wójcicki. Płonne nadzieje. Żaden z nich nie chciał grać w drugiej lidze. Król pozostał w Śląsku, natomiast Wójcicki został ostatecznie piłkarzem Widzewa Łódź. Z drużyny grającej w rozgrywkach sezonu 1981/1982 ubyło dwóch podstawowych zawodników. Olesiak odszedł do „Zagłębia” Lubin, natomiast Szczepaniak do „Odry” Wodzisław. Trener liczył na zdolną młodzież, która miała zająć miejsce rutyniarzy (Babac, Kuter, Kownacki). Z „Chemika” Kędzierzyn Koźle pozyskano napastnika Ireneusza Harasa. Poważnym wzmocnieniem wydawało się dokooptowanie do drużyny Zbigniewa Kwaśniewskiego, który powrócił z zagranicznych wojaży. Wyniki meczów sparingowych były dość obiecujące, szczególnie zwycięstwo z drugoligowym „Rakowem” Częstochowa 2:0 oraz z beniaminkiem ekstraklasy GKS Katowice 3:1.
Nowy sezon, nowe nadzieje… Na dobrą sprawnie nie wiedziałem, czego można się spodziewać po grze naszej drużyny. Jesienią 1981 roku wyglądało to na ogół zupełnie nieźle, natomiast wiosną 1982 roku wyraźnie spuściliśmy z tonu. Pod względem personalnym mieliśmy drużynę na zbliżonym poziomie do tej z poprzedniego sezonu. Optymiści po cichu liczyli na to, że może tym razem uda nam się pokusić o awans do ekstraklasy, z kolei realiści uważali, że wylądujemy gdzieś w środku tabeli. Z jednej strony marzył mi się ten pierwszy scenariusz, z drugiej, nie za bardzo widziałem przesłanki, aby było to możliwe. Potencjał drużyny miały zweryfikować pierwsze mecze.
W pierwszej kolejce spotkaliśmy się na wyjeździe ze swoją imienniczką z Wodzisławia. Pierwszą bramkę w barwach „Odry” zdobył Ireneusz Haras. Do zwycięstwa zabrakło niewiele. Gospodarze wyrównali kilka minut przez zakończeniem spotkania. Remis był sprawiedliwym rozstrzygnięciem. Inauguracja rozgrywek w Opoli nie wypadła zbyt okazale. Po przeciętnej grze remisujemy z wałbrzyskim „Górnikiem”. Po raz pierwszy w tym sezonie padają słowa krytyki pod adresem drużyny, która gra wolno i schematycznie. Tego, co wydarzyło się w trzeciej kolejce nie spodziewali się nawet najwięksi pesymiści. „Odra” udała się do dalekiego Szczecina na mecz z beniaminkiem „Arkonią” i powróciła z bagażem czterech bramek! Porażka 1:4 ze słabiutkim rywalem była wręcz szokująca. Bohaterem został napastnik gospodarzy Kruszczyński, który zaaplikował nam cztery gole, co istotne, w niemałym stopniu pomogli mu w tym Kapica i nasi obrońcy. Po trzeciej kolejce „Odra” zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli. Nasi piłkarze dość szybko wybili z głowy największym optymistom marzenia o powrocie do ekstraklasy. W czwartej kolejce przyszło nam się potykać z liderem „Olimpią” Poznań, która w pierwszych trzech meczach zdobyła komplet punktów. Aura tego dnia była wręcz tragiczna. Przez cały dzień niemiłosiernie lało, nie dziwił zatem fakt, że na stadionie pojawiła się tylko garstka najwierniejszych kibiców. Całą drugą połowę oglądałem sobie to spotkanie na trybunie honorowej, która była zupełnie pusta. Było to jedyne miejsce na stadionie, gdzie można było schronić się przed padającym rzęsiście deszczem. Moim zdaniem był to najlepszy mecz naszej drużyny w rundzie jesiennej rozegrany na Oleskiej. „Odra” zagrała z ogromną determinacją, ważne jest także to, że nie ulękła się drużyny, która kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Wygraliśmy 1:0. Zwycięską bramkę zdobył Haras. Gdyby nasi zawodnicy mieli lepiej nastawione celowniki to ich wygrana byłaby znacznie bardziej okazała. Zwycięstwo w „meczu na wodzie” z „Olimpią” napawało optymizmem. Liczyłem na to, że w końcu przyszedł czas na przełamanie. Nasz kolejny rywal „Olimpia” Elbląg wydawał się nie szczególnie trudną przeszkodą do pokonania. Niestety, ale znowu wyszły stare błędy z poprzednich spotkań. Schematyczna gra, rażąca nieskuteczność i błędy w obronie. Z przebiegu gry „Odra” powinna to spotkanie co najmniej zremisować. Niestety to my schodziliśmy z murawy pokonani. Porażka 0:1 sprawiła, że nasza drużyna umocniła się w dolnych rejonach tabeli. To, co wydarzyło się w kolejnym meczu na Oleskiej można spokojnie nazwać katastrofą. „Odra” po żenującej grze uległa „Piastowi” 0:3. Wszystkie bramki padły w drugiej połowie. Co ciekawe, trenerem gości był Teodor Wieczorek, doskonale znany w Opolu, wszak to pod jego kierunkiem nasi piłkarze odnosili sukcesy w ekstraklasie w latach 60. Trybuny w czasie meczu świeciły pustkami. Wydawało się, że już gorzej być nie może. „Odra” ponownie spadła na przedostatnie miejsce w tabeli. Po przegranym meczu z „Piastem” Wiesław Łucyszyn podał się do dymisji. Opiekę nad zespołem przejęli Zdzisław Drożdżyński i Zygfryd Blaut. Już po szóstej kolejce zdałem sobie sprawę, że „Odra” w tym sezonie nie będzie należała do potentatów na drugim froncie. Trzeba było pogodzić się z tym, że będziemy walczyć o utrzymanie.
Nowy sezon, nowe nadzieje… Na dobrą sprawnie nie wiedziałem, czego można się spodziewać po grze naszej drużyny. Jesienią 1981 roku wyglądało to na ogół zupełnie nieźle, natomiast wiosną 1982 roku wyraźnie spuściliśmy z tonu. Pod względem personalnym mieliśmy drużynę na zbliżonym poziomie do tej z poprzedniego sezonu. Optymiści po cichu liczyli na to, że może tym razem uda nam się pokusić o awans do ekstraklasy, z kolei realiści uważali, że wylądujemy gdzieś w środku tabeli. Z jednej strony marzył mi się ten pierwszy scenariusz, z drugiej, nie za bardzo widziałem przesłanki, aby było to możliwe. Potencjał drużyny miały zweryfikować pierwsze mecze.
W pierwszej kolejce spotkaliśmy się na wyjeździe ze swoją imienniczką z Wodzisławia. Pierwszą bramkę w barwach „Odry” zdobył Ireneusz Haras. Do zwycięstwa zabrakło niewiele. Gospodarze wyrównali kilka minut przez zakończeniem spotkania. Remis był sprawiedliwym rozstrzygnięciem. Inauguracja rozgrywek w Opoli nie wypadła zbyt okazale. Po przeciętnej grze remisujemy z wałbrzyskim „Górnikiem”. Po raz pierwszy w tym sezonie padają słowa krytyki pod adresem drużyny, która gra wolno i schematycznie. Tego, co wydarzyło się w trzeciej kolejce nie spodziewali się nawet najwięksi pesymiści. „Odra” udała się do dalekiego Szczecina na mecz z beniaminkiem „Arkonią” i powróciła z bagażem czterech bramek! Porażka 1:4 ze słabiutkim rywalem była wręcz szokująca. Bohaterem został napastnik gospodarzy Kruszczyński, który zaaplikował nam cztery gole, co istotne, w niemałym stopniu pomogli mu w tym Kapica i nasi obrońcy. Po trzeciej kolejce „Odra” zajmowała przedostatnie miejsce w tabeli. Nasi piłkarze dość szybko wybili z głowy największym optymistom marzenia o powrocie do ekstraklasy. W czwartej kolejce przyszło nam się potykać z liderem „Olimpią” Poznań, która w pierwszych trzech meczach zdobyła komplet punktów. Aura tego dnia była wręcz tragiczna. Przez cały dzień niemiłosiernie lało, nie dziwił zatem fakt, że na stadionie pojawiła się tylko garstka najwierniejszych kibiców. Całą drugą połowę oglądałem sobie to spotkanie na trybunie honorowej, która była zupełnie pusta. Było to jedyne miejsce na stadionie, gdzie można było schronić się przed padającym rzęsiście deszczem. Moim zdaniem był to najlepszy mecz naszej drużyny w rundzie jesiennej rozegrany na Oleskiej. „Odra” zagrała z ogromną determinacją, ważne jest także to, że nie ulękła się drużyny, która kroczyła od zwycięstwa do zwycięstwa. Wygraliśmy 1:0. Zwycięską bramkę zdobył Haras. Gdyby nasi zawodnicy mieli lepiej nastawione celowniki to ich wygrana byłaby znacznie bardziej okazała. Zwycięstwo w „meczu na wodzie” z „Olimpią” napawało optymizmem. Liczyłem na to, że w końcu przyszedł czas na przełamanie. Nasz kolejny rywal „Olimpia” Elbląg wydawał się nie szczególnie trudną przeszkodą do pokonania. Niestety, ale znowu wyszły stare błędy z poprzednich spotkań. Schematyczna gra, rażąca nieskuteczność i błędy w obronie. Z przebiegu gry „Odra” powinna to spotkanie co najmniej zremisować. Niestety to my schodziliśmy z murawy pokonani. Porażka 0:1 sprawiła, że nasza drużyna umocniła się w dolnych rejonach tabeli. To, co wydarzyło się w kolejnym meczu na Oleskiej można spokojnie nazwać katastrofą. „Odra” po żenującej grze uległa „Piastowi” 0:3. Wszystkie bramki padły w drugiej połowie. Co ciekawe, trenerem gości był Teodor Wieczorek, doskonale znany w Opolu, wszak to pod jego kierunkiem nasi piłkarze odnosili sukcesy w ekstraklasie w latach 60. Trybuny w czasie meczu świeciły pustkami. Wydawało się, że już gorzej być nie może. „Odra” ponownie spadła na przedostatnie miejsce w tabeli. Po przegranym meczu z „Piastem” Wiesław Łucyszyn podał się do dymisji. Opiekę nad zespołem przejęli Zdzisław Drożdżyński i Zygfryd Blaut. Już po szóstej kolejce zdałem sobie sprawę, że „Odra” w tym sezonie nie będzie należała do potentatów na drugim froncie. Trzeba było pogodzić się z tym, że będziemy walczyć o utrzymanie.
W kolejnym tygodniu przyszło się nam potykać z ROW-em w Rybniku. Porażka 1:3 sprawiła, że „Odra” wylądowała na ostatnim miejscu w tabeli. Nasi zawodnicy rozegrali poprawne zawody, jednak sędzie zrobił wiele, aby pozbawić nas szans na zwycięstwo. Najpierw uznał bramkę Dworczyka strzeloną ze spalonego, a następnie wyrzucił z boiska Kawkę za rzekomy faul na jednym z zawodników gospodarzy. Przełamanie nastąpiło w Gorzowie. „Odra” po dobrym meczu pokonała miejscowy „Stilon” 3:1. Szczególnie cieszył fakt, że z bardzo dobrej strony pokazała się opolska młodzież (Kuter, Malski). Ten ostatni po dwóch popisowych akcjach z Kwaśniewskim zdobył dwa gole. Kolejna kolejka i… powrót do drugoligowej szarzyzny. Po nieszczególnie zajmującym spotkaniu tylko remisujemy z „Zagłębiem” Wałbrzych 1:1. Gdy kilkanaście miesięcy wcześniej w sezonie 1981/1982 oglądałem spotkanie tych samych drużyn na Oleskiej były to wówczas dwie czołowe ekipy drugiego frontu. Tym razem, zarówno gospodarze, jak i goście nie pokazali nic specjalnego. Jedyną chwilę radości przyniósł ładny gol Alfreda Bolcka, zdobyty z rzutu wolnego. Niestety, ale wiele spotkań z tego sezonu zlewa mi się w jedną, szarą całość. Zdecydowanie dominowały mecze mocno przeciętne, nie specjalnie emocjonujące. Gra „Odry” była mało wciągająca, na ogół schematyczna, generalnie rzecz biorąc nie wyglądało to najlepiej. Coraz bardziej tęskniłem za meczami z rundy jesiennej z 1981 roku, a przecież wtedy także nie było specjalnie różowo. Fakty były niestety nieubłagane - nasza drużyna systematycznie obniżała loty, grzęznąć w drugoligowej przeciętności.
W dziesiątej kolejce „Odra” ponownie zawitała do Szczecina. Po klęsce z „Arkonią” teraz czekał na nas bardziej wymagający rywal - „Stal Stocznia”. I wreszcie miła niespodzianka! Po dobrym meczu wywozimy z trudnego terenu dwa punkty. Zwycięstwo zapewnia nam Bolcek. A jednak można! Kolejny mecz na Oleskiej był potwierdzeniem tego, że „Odra” złapała właściwy rytm gry. Po dobrym spotkaniu pokonujemy „Arkę” Gdynia 1:0. Bramkę na wagę dwóch punktów zdobył Haras. Tym razem gra drużyny mogła się podobać, gdyby tylko celowniki naszych piłkarzy były lepiej nastawione odnieślibyśmy bardziej okazałe zwycięstwo. Po jedenastej kolejce „Odra” usadowiła się w środku ligowej stawki. W ostatnich czterech meczach zdobyliśmy siedem punktów. Wydawało się więc, że najgorsze jest już za nami. Seria mogła zostać przedłużona w Tychach. Niestety, ale błąd w końcówce zadecydował o tym, że nasi piłkarze zeszli z boiska pokonani. Jedyną bramkę zdobył Ryszard Komornicki, który już w kolejnym sezonie zasili „Górnika” Zabrze, zdobywając z nim w latach 80. cztery tytuły mistrzowskie. Trzynasta kolejka okazała się szczęśliwa dla „Odry”. Po niezbyt ciekawym meczu pokonaliśmy outsidera ze Słupska 1:0. Zdecydowanie nie był to już ten „Gryf”, który oglądałem wiosną 1982 roku na Oleskiej. W przedostatniej kolejce pojechaliśmy do Lubina na mecz z wiceliderem. „Zagłębie” przejechało się po nas niczym walec. Wynik 4:1 mówi w zasadzie wszystko. O ile w pierwszej połowie gra była jeszcze w miarę wyrównana to już po przerwie dominacja gospodarzy nie podlegała dyskusji. W „Zagłębiu” wystąpił były gracz „Odry” Mieczysław Olesiak. Zakończenie rundy jesiennej w Opolu wypadło mało okazale. Po słabym meczu remisujemy z beniaminkiem z Kostrzyna 1:1. „Celuloza” grała bardzo ambitnie i w zupełności wystarczyło to, aby wywieźć z Opola jeden punkt. Dzień był zimny i ponury, na trybunach zasiadła tylko garstka zziębniętych kibiców. Sympatycznie prezentowała się grupka kibiców „Celulozy”, którzy dopingowali swoją drużynę. Z samego spotkania niewiele już pamiętam. „Odra” grała schematycznie i niemrawo. Groźnych sytuacji strzeleckich było jak na lekarstwo. Ot, szara ligowa rzeczywistość.
Po rundzie jesiennej „Odra” zajmowała 11 miejsce z dorobkiem 14 punktów. Bilans bramkowy był na sporym minusie 14:21. Był to wynik wysokich porażek w meczach z „Zagłębiem” Lubin, „Piastem” Gliwice i „Arkonią” Szczecin. Zawiedzeni mogli być nie tylko optymiści, ale także realiści, wedle których mieliśmy być typowym ligowym średniakiem. „Odrze” szło jak po grudzie. Zwycięstwa przychodziły jej z wielkim trudem, najczęściej było to wymęczone 1:0. Tylko raz wygraliśmy w bardziej przekonujący sposób (3:1) ze słabiutkim w rundzie jesiennej „Stilonem”. Powodów do niepokoju nie brakowało. W rundzie jesiennej z „Odrą” pracowało dwóch szkoleniowców. W pierwszych sześciu kolejkach trenerem był Wiesław Łucyszyn. „Odra” w tym czasie zdobyła zaledwie cztery punkty. Fatalny był bilans bramkowy 4:10 po wysokich porażkach z „Arkonią” i „Piastem”. Zatrudnienie Zdzisława Drożdzyńskiego było dość ryzykowne, wszak był to szkoleniowiec dopiero na dorobku. Jego pracę trzeba ocenić pozytywnie. Pod jego opieką „Odra” w dziewięciu meczach uzyskała dziesięć punktów. To bardzo przyzwoite osiągnięcie.
Wyniki meczów sparingowych rozgrywanych w okresie zimowym były zadowalające. „Odra” pokonała dwie drużyny z ekstraklasy („Szombierki” i „Cracovię”), ponadto zremisowała 1:1 z ówczesnym liderem w najwyższej klasie rozgrywkowej „Śląskiem” Wrocław. Powiało optymizmem. W kadrze drużyny pojawiło się kilku nowych zawodników. Już w pierwszym meczu na Oleskiej zagrali Rogowski i Gruca, poza nimi warto jeszcze wspomnieć o Romanie Gajdzie, który powrócił ze „Śląska” Wrocław. Poważnym osłabieniem było natomiast odejście Wiesława Korka, który wyjechał do jednego z klubów francuskich.
W pierwszym meczu z beniaminkiem z Wodzisławia zagraliśmy przeciętny mecz remisując 1:1. Gola dla „Odry” strzelił Ireneusz Haras. Nasza imienniczka okazała się dość wymagającym rywalem. Czas pokaże, że będzie to rosnąca siła na drugim froncie. Już druga kolejka zmagań miała zweryfikować nasze możliwości, gdyż udaliśmy się na mecz do lidera z Wałbrzycha. Przegraliśmy tam bezdyskusyjnie 0:3. Decydująca była końcówka pierwszej połowy, kiedy to „Górnik” zaaplikował nam dwa gole do szatni. W drugiej połowie „Odry” nie było stać na przejęcie inicjatywy, nadal przewaga należały do gospodarzy, którzy swoją dominację potwierdzili strzeleniem kolejnej bramki. Po 17 kolejce „Odra” zajmowała 13 miejsce w tabeli, które oznaczało degradację do III ligi. Zaczęło się więc robić naprawdę nieciekawie. Na szczęście w następnym tygodniu udało nam się odnieść zwycięstwo nad słabą „Arkonią” Szczecin 1:0. Podopieczni trenera Drożdżyńskiego znowu nie zachwycili. Z wolna coraz wyraźniej było widać, że czeka nas dramatyczna walka o zachowanie statusu drugoligowca. Niestety, ale takie były realia. Kolejny wyjazd i… kolejna porażka. Tym razem 0:2 z „Olimpią” Poznań. „Odra” zagrała dobre spotkanie, szkoda tylko że nie miało to przełożenia na zdobycz punktową. Zabrakło wykończenia akcji i skuteczności. Dwukrotnie pogrążył nas Grobelny, choć w przypadku drugiego trafienia gol był co najmniej dyskusyjny. W następnym meczu na naszej drodze stanęła ponownie „Olimpia”. Tym razem z Elbląga. „Odra” rozegrała bardzo dobry mecz. Zwycięstwo 3:0 było bezdyskusyjne i niezagrożone. Był to show naszego juniora, Piotra Cyrysa, który rozegrał pierwszy mecz w podstawowej jedenastce na Oleskiej. Debiut był iście imponujący. Cyrys zdobył dwie bramki, a drugą z nich pamiętam do dzisiaj. Była wyjątkowej urody. „Olimpia” na tle „Odry” wypadła bardzo blado. Był to zdecydowanie jeden z najsłabszych zespołów, jaki widziałem w tym sezonie w Opolu. Trudno było mi zrozumieć, jak taka drużyna mogła zdobyć w poprzednich 19 spotkaniach tyle samo punktów co „Odra”. Z kolejnego wyjazdu znowu nie przywozimy żadnej zdobyczy punktowej. Tym razem ulegamy „Piastowi” Gliwice 1:2. Nasza drużyna rozegrała dobre zawody, niestety znowu zabrakło jakości w grze ofensywnej. Inna sprawa to fakt, że „sprawiedliwy” tego spotkania wykazywał nadmierną sympatię w stosunku do gospodarzy. W niemałym stopniu zaważyło to na końcowym wyniku. Był to ostatni mecz w barwach „Odry” Zbigniewa Kwaśniewskiego. Szkoda, że przegrany i rozegrany na wyjeździe. Opolska publiczność nie miała tym samym sposobności pożegnać go i podziękować za znakomitą grę w barwach naszej drużyny. Z drugiej strony dobrze, że nasz wyborny pomocnik nie poczekał do następnego tygodnia, gdyż jego pożegnanie na Oleskiej odbyłoby się w dość smutnej atmosferze. Przegraliśmy z ROW-em 0:2, mimo tego, że cały czas inicjatywa należała do nas. Rybniczanie ograniczali się do kurczowej obrony i szybkich kontrataków. Dwukrotnie pogrążył nas Kolanowski. Po 22 kolejkach „Odra” zajmowała 12 miejsce. Ciągle był to więc taniec nad przepaścią.
W następnej kolejce przyszło nam się potykać ze „Stilonem”. Gorzowianie jesienią grali kiepsko, natomiast wiosną przeszli niesamowitą metamorfozę i skrzętnie gromadzili punkty. Gdybym miał wybrać najbardziej pamiętny mecz z tego sezonu to obok spotkania z poznańską „Olimpią” byłby to właśnie ten pojedynek. Scenariusz był w nim niemal identyczny, jak w słynnym finale Champions League AC Milan – FC Liverpool. Zanim mecz na dobre się rozpoczął przegrywaliśmy już 0:2. Gdy w 39 minucie Sierant skompletował klasycznego hat-tricka chyba nikt na stadionie nie wierzył w to, że zdobędziemy chociaż punkt. Bardziej realnym scenariuszem wydawał się pogrom naszej drużyny. W tym momencie „Stilon” popełnił błąd zadowalając się korzystnym wynikiem. Naszym zawodnikom z pewnością pomogła bramka strzelona „do szatni” przez Gajdę. Druga połowa to heroiczna pogoń za wynikiem uwieńczona sukcesem. A mogło być jeszcze lepiej, bo przy stanie 3:3 mieliśmy szanse na przechyleni szali na naszą korzyść. Niesamowite spotkanie, które na długo zapadło mi w pamięci. Później wszystko wróciło do normy. Przegrywamy na wyjeździe z „Zagłębiem” Wałbrzych 0:2. Toczymy co najmniej wyrównany pojedynek, stwarzamy doskonałe sytuacje bramkowe. Cóż z tego, skoro ich nie wykorzystujemy w przeciwieństwie do naszego rywala. Tym razem dwukrotnie skutecznością błysnął Urbanowicz. W tym momencie w naszym sztabie trenerskim nastąpiła istotna korekta. Opolski OZPN oddelegował do pomocy Zdzisławowi Drożdżyńskiemu bardzo doświadczonego trenera Józefa Zwierzynę, którego kibicom „Odry” nie trzeba przedstawiać. Ten duet trenerski prowadził drużynę w ostatnich sześciu kolejkach. Wkrótce okazało się, że było to zbawienne posunięcie...
Po spotkaniu ze „Stilonem” nasi piłkarze uraczyli nas kolejnym horrorem. Ponownie zremisowaliśmy na Oleskiej 3:3. Tym razem ze „Stalą Stocznia” Szczecin. Scenariusz meczu był jednak zgoła odmienny. Po dziesięciu minutach od pierwszego gwizdka sędziego prowadziliśmy już 2:0. Wydawało się, że wreszcie odniesiemy tak upragnione zwycięstwo. Nic z tego! Najlepszym zawodnikiem gości okazał się… sędzia. Najpierw „wyczarował” rzut karny, a następnie w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach „poczęstował” Kwaśniewskiego czerwoną kartką. Zrobiło się bardzo gorąco. Kwaśniewski miał pecha. Postanowił jeszcze raz wrócić na boisko i pomóc swoim kolegom w walce o uratowanie II ligi, a tu taki zakalec. Trudno jednak winić samego zawodnika, bo co by nie napisać o tym meczu, to postawa sędziego była skandaliczna. O ile potyczka ze „Stilonem” zawierała ogromny ładunek sportowych emocji to pojedynek ze „Stalą Stocznia” Szczecin był, delikatnie rzecz ujmując, niezwykle frustrujący. Bardzo żałowałem tego straconego punktu, bo był on „Odrze” niezwykle potrzebny. Po 25 kolejce „Odra” zajmowała 14 miejsce w tabeli. Do bezpiecznego miejsca brakowało nam dwóch punktów. Katastrofa była blisko.
Na szczęście wreszcie przyszło przełamanie w pojedynku rozgrywanym na obcym boisku. Odnieśliśmy bardzo cenne zwycięstwo w Gdyni, pokonując tamtejszą „Arkę” 2:1. Tym razem szczęście było po naszej stronie. Wynik otworzyła kuriozalna bramka Grucy, w końcu doskonałą okazję wykorzystał Haras, warto podkreślić także fakt, że znakomitą partię w bramce rozegrał Mokrzycki. W rundzie wiosennej na Oleskiej hokejowe wyniki były specjalnością „Odry”. Nie inaczej było w kolejnym meczu. Po emocjonującej grze pokonaliśmy GKS Tychy 3:2. Nie było łatwo. Już na początku goście zdobyli bramkę i zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Na szczęście tym razem nasi zawodnicy mieli w miarę dobrze nastawione celowniki. Zwycięstwo cieszyło w dwójnasób – zdobyliśmy bezcenne punkty i przełamaliśmy niemoc w spotkaniach z tyską drużyną, która niezbyt nam „leżała”. Jak przełamanie to przełamanie. Kolejny wyjazd i kolejne zwycięstwo! Tym razem 3:2 z „Gryfem”. Drużyna ze Słupska już od kilku kolejek grała praktycznie o pietruszkę, gdyż jej degradacja była przesądzona. Dwie bramki zdobył świetnie dysponowany tego dnia Bolcek. Bodaj najładniejsza była jednak dziełem Gajdy, którego soczyste uderzenie z dystansu trafiło w samo „okienko”. Na dwie kolejki przed końcem „Odra” plasowała się na 10 miejscu, mając na koncie 27 punktów. Jej przewaga nad strefą spadkową była jednak minimalna – był to zaledwie jeden punkt. Nasze losy nadal były więc bardzo niepewne. W przedostatniej kolejce gościliśmy wicelidera z Lubina. Całe szczęście, że „Zagłębie” straciło już szanse na awans, bowiem uzbierało o pięć oczek mniej od lidera (wtedy za zwycięstwa przyznawano dwa punkty). Mecz o życie zakończył się naszym zwycięstwem 2:0. Ponownie do siatki trafił Bolcek, w drugim przypadku wyręczyli nas goście, gdyż „swojaka” zaliczył Kujawa. Sukces w pojedynku z „Zagłębiem” sprawił, że druga liga została dla Opola uratowana! W ostatniej kolejce nasza gra wyglądała mniej więcej tak, jak w większości spotkań rozgrywanych na wyjeździe. Graliśmy nieźle, stwarzaliśmy sytuacje bramkowe, jednak brakowało wykończenia. „Celuloza” Kostrzyn wygrała ostatecznie 2:0.
Katastrofa była bardzo blisko. Gdyby nie efektowny finisz i 4 zwycięstwa pod rząd, począwszy od 26 kolejki, degradacja stałaby się faktem. Tym razem jeszcze się udało… W jedenastce sezonu II ligi „zachodniej” katowickiego „Sportu” nie znalazł się ani jeden piłkarz „Odry”. Trudno mieć tu pretensje do dziennikarzy. Na przestrzeni całego sezonu żaden z naszych graczy jakoś szczególnie na drugoligowym froncie się nie wyróżniał. Kapica i Mokrzycki bronili ze zmiennym szczęściem. W bloku defensywnym jak zwykle solidnością wykazywał się Rokitnicki. Pozostali obrońcy grali dość nierówno. W rundzie jesiennej nieźle radził sobie Korek, aczkolwiek trzeba przyznać, że sezon 1981/1982 był dla niego bardziej udany. W linii pomocy całkiem niezły sezon miał Morcinek. Wiosną, po powrocie do drużyny ze „Śląska”, dzielnie wspierał go Gajda, który zaliczył kilka bardzo udanych występów. Na pewno objawieniem tego sezonu był Piotr Cyrys, który znakomicie wprowadził się do drużyny (kapitalny występ w meczu z „Olimpią” Elbląg). Obok Bolcka był to zresztą najlepszy strzelec drużyny w rundzie wiosennej. Niewątpliwie wyróżniającą postacią był Zbigniew Kwaśniewski. Nadal czarował błyskotliwą techniką, niekonwencjonalnymi zagraniami. Wprawdzie grał dość nierówno, w drugiej połowie często „oddychał rękawami”, jednak jakość, jaką dawał drużynie była bezcenna. Opolska młodzież mogła się od niego sporo nauczyć. W ciągu sezonu Kwaśniewski aż pięciokrotnie został wybrany przez katowicki „Sport” do najlepszej jedenastki kolejki. Jeśli chodzi o wspomnianą młodzież to oczekiwałem trochę większych postępów po takich piłkarzach, jak Babac, Kuter i Malski. Atak był dość chimeryczny. Naszym zawodnikom brakowało skuteczności. Nieźle do drużyny wprowadził się Ireneusz Haras, który wcześniej grał w lidze okręgowej. Nieco lepiej prezentował się w rundzie jesiennej. Wiosną dopadła go lekka zadyszka – zdobył tylko dwie bramki, wobec czterech z poprzedniej rundy. Dokładnie odwrotnie było w przypadku Alfreda Bolcka, który większości spotkań jesiennych nie mógł zaliczyć do udanych. Było to w niemałym stopniu związane z tym, że Fredek wcześniej zmagał się z kontuzją. Dobrą formę złapał pod koniec sezonu. Strzelił wtedy kilka bardzo ważnych goli. Bolcek z dorobkiem 7 bramek był najlepszym snajperem naszej drużyny. Wiosną sztab trenerski szukał różnych wariantów w grze ofensywnej. Sprowadzono nowego napastnika - Złotosia z „Metalu” Kluczbork, jednak żadną miarą nie było to wzmocnienie drużyny. „Odra” nie była w tym sezonie drużyną swojego boiska (10 miejsce w klasyfikacji, 20 punktów). Znacznie gorzej niż w poprzednim sezonie poczynaliśmy sobie w spotkaniach wyjazdowych (13 miejsce, 9 zdobytych punktów).
W dziesiątej kolejce „Odra” ponownie zawitała do Szczecina. Po klęsce z „Arkonią” teraz czekał na nas bardziej wymagający rywal - „Stal Stocznia”. I wreszcie miła niespodzianka! Po dobrym meczu wywozimy z trudnego terenu dwa punkty. Zwycięstwo zapewnia nam Bolcek. A jednak można! Kolejny mecz na Oleskiej był potwierdzeniem tego, że „Odra” złapała właściwy rytm gry. Po dobrym spotkaniu pokonujemy „Arkę” Gdynia 1:0. Bramkę na wagę dwóch punktów zdobył Haras. Tym razem gra drużyny mogła się podobać, gdyby tylko celowniki naszych piłkarzy były lepiej nastawione odnieślibyśmy bardziej okazałe zwycięstwo. Po jedenastej kolejce „Odra” usadowiła się w środku ligowej stawki. W ostatnich czterech meczach zdobyliśmy siedem punktów. Wydawało się więc, że najgorsze jest już za nami. Seria mogła zostać przedłużona w Tychach. Niestety, ale błąd w końcówce zadecydował o tym, że nasi piłkarze zeszli z boiska pokonani. Jedyną bramkę zdobył Ryszard Komornicki, który już w kolejnym sezonie zasili „Górnika” Zabrze, zdobywając z nim w latach 80. cztery tytuły mistrzowskie. Trzynasta kolejka okazała się szczęśliwa dla „Odry”. Po niezbyt ciekawym meczu pokonaliśmy outsidera ze Słupska 1:0. Zdecydowanie nie był to już ten „Gryf”, który oglądałem wiosną 1982 roku na Oleskiej. W przedostatniej kolejce pojechaliśmy do Lubina na mecz z wiceliderem. „Zagłębie” przejechało się po nas niczym walec. Wynik 4:1 mówi w zasadzie wszystko. O ile w pierwszej połowie gra była jeszcze w miarę wyrównana to już po przerwie dominacja gospodarzy nie podlegała dyskusji. W „Zagłębiu” wystąpił były gracz „Odry” Mieczysław Olesiak. Zakończenie rundy jesiennej w Opolu wypadło mało okazale. Po słabym meczu remisujemy z beniaminkiem z Kostrzyna 1:1. „Celuloza” grała bardzo ambitnie i w zupełności wystarczyło to, aby wywieźć z Opola jeden punkt. Dzień był zimny i ponury, na trybunach zasiadła tylko garstka zziębniętych kibiców. Sympatycznie prezentowała się grupka kibiców „Celulozy”, którzy dopingowali swoją drużynę. Z samego spotkania niewiele już pamiętam. „Odra” grała schematycznie i niemrawo. Groźnych sytuacji strzeleckich było jak na lekarstwo. Ot, szara ligowa rzeczywistość.
Po rundzie jesiennej „Odra” zajmowała 11 miejsce z dorobkiem 14 punktów. Bilans bramkowy był na sporym minusie 14:21. Był to wynik wysokich porażek w meczach z „Zagłębiem” Lubin, „Piastem” Gliwice i „Arkonią” Szczecin. Zawiedzeni mogli być nie tylko optymiści, ale także realiści, wedle których mieliśmy być typowym ligowym średniakiem. „Odrze” szło jak po grudzie. Zwycięstwa przychodziły jej z wielkim trudem, najczęściej było to wymęczone 1:0. Tylko raz wygraliśmy w bardziej przekonujący sposób (3:1) ze słabiutkim w rundzie jesiennej „Stilonem”. Powodów do niepokoju nie brakowało. W rundzie jesiennej z „Odrą” pracowało dwóch szkoleniowców. W pierwszych sześciu kolejkach trenerem był Wiesław Łucyszyn. „Odra” w tym czasie zdobyła zaledwie cztery punkty. Fatalny był bilans bramkowy 4:10 po wysokich porażkach z „Arkonią” i „Piastem”. Zatrudnienie Zdzisława Drożdzyńskiego było dość ryzykowne, wszak był to szkoleniowiec dopiero na dorobku. Jego pracę trzeba ocenić pozytywnie. Pod jego opieką „Odra” w dziewięciu meczach uzyskała dziesięć punktów. To bardzo przyzwoite osiągnięcie.
Wyniki meczów sparingowych rozgrywanych w okresie zimowym były zadowalające. „Odra” pokonała dwie drużyny z ekstraklasy („Szombierki” i „Cracovię”), ponadto zremisowała 1:1 z ówczesnym liderem w najwyższej klasie rozgrywkowej „Śląskiem” Wrocław. Powiało optymizmem. W kadrze drużyny pojawiło się kilku nowych zawodników. Już w pierwszym meczu na Oleskiej zagrali Rogowski i Gruca, poza nimi warto jeszcze wspomnieć o Romanie Gajdzie, który powrócił ze „Śląska” Wrocław. Poważnym osłabieniem było natomiast odejście Wiesława Korka, który wyjechał do jednego z klubów francuskich.
W pierwszym meczu z beniaminkiem z Wodzisławia zagraliśmy przeciętny mecz remisując 1:1. Gola dla „Odry” strzelił Ireneusz Haras. Nasza imienniczka okazała się dość wymagającym rywalem. Czas pokaże, że będzie to rosnąca siła na drugim froncie. Już druga kolejka zmagań miała zweryfikować nasze możliwości, gdyż udaliśmy się na mecz do lidera z Wałbrzycha. Przegraliśmy tam bezdyskusyjnie 0:3. Decydująca była końcówka pierwszej połowy, kiedy to „Górnik” zaaplikował nam dwa gole do szatni. W drugiej połowie „Odry” nie było stać na przejęcie inicjatywy, nadal przewaga należały do gospodarzy, którzy swoją dominację potwierdzili strzeleniem kolejnej bramki. Po 17 kolejce „Odra” zajmowała 13 miejsce w tabeli, które oznaczało degradację do III ligi. Zaczęło się więc robić naprawdę nieciekawie. Na szczęście w następnym tygodniu udało nam się odnieść zwycięstwo nad słabą „Arkonią” Szczecin 1:0. Podopieczni trenera Drożdżyńskiego znowu nie zachwycili. Z wolna coraz wyraźniej było widać, że czeka nas dramatyczna walka o zachowanie statusu drugoligowca. Niestety, ale takie były realia. Kolejny wyjazd i… kolejna porażka. Tym razem 0:2 z „Olimpią” Poznań. „Odra” zagrała dobre spotkanie, szkoda tylko że nie miało to przełożenia na zdobycz punktową. Zabrakło wykończenia akcji i skuteczności. Dwukrotnie pogrążył nas Grobelny, choć w przypadku drugiego trafienia gol był co najmniej dyskusyjny. W następnym meczu na naszej drodze stanęła ponownie „Olimpia”. Tym razem z Elbląga. „Odra” rozegrała bardzo dobry mecz. Zwycięstwo 3:0 było bezdyskusyjne i niezagrożone. Był to show naszego juniora, Piotra Cyrysa, który rozegrał pierwszy mecz w podstawowej jedenastce na Oleskiej. Debiut był iście imponujący. Cyrys zdobył dwie bramki, a drugą z nich pamiętam do dzisiaj. Była wyjątkowej urody. „Olimpia” na tle „Odry” wypadła bardzo blado. Był to zdecydowanie jeden z najsłabszych zespołów, jaki widziałem w tym sezonie w Opolu. Trudno było mi zrozumieć, jak taka drużyna mogła zdobyć w poprzednich 19 spotkaniach tyle samo punktów co „Odra”. Z kolejnego wyjazdu znowu nie przywozimy żadnej zdobyczy punktowej. Tym razem ulegamy „Piastowi” Gliwice 1:2. Nasza drużyna rozegrała dobre zawody, niestety znowu zabrakło jakości w grze ofensywnej. Inna sprawa to fakt, że „sprawiedliwy” tego spotkania wykazywał nadmierną sympatię w stosunku do gospodarzy. W niemałym stopniu zaważyło to na końcowym wyniku. Był to ostatni mecz w barwach „Odry” Zbigniewa Kwaśniewskiego. Szkoda, że przegrany i rozegrany na wyjeździe. Opolska publiczność nie miała tym samym sposobności pożegnać go i podziękować za znakomitą grę w barwach naszej drużyny. Z drugiej strony dobrze, że nasz wyborny pomocnik nie poczekał do następnego tygodnia, gdyż jego pożegnanie na Oleskiej odbyłoby się w dość smutnej atmosferze. Przegraliśmy z ROW-em 0:2, mimo tego, że cały czas inicjatywa należała do nas. Rybniczanie ograniczali się do kurczowej obrony i szybkich kontrataków. Dwukrotnie pogrążył nas Kolanowski. Po 22 kolejkach „Odra” zajmowała 12 miejsce. Ciągle był to więc taniec nad przepaścią.
W następnej kolejce przyszło nam się potykać ze „Stilonem”. Gorzowianie jesienią grali kiepsko, natomiast wiosną przeszli niesamowitą metamorfozę i skrzętnie gromadzili punkty. Gdybym miał wybrać najbardziej pamiętny mecz z tego sezonu to obok spotkania z poznańską „Olimpią” byłby to właśnie ten pojedynek. Scenariusz był w nim niemal identyczny, jak w słynnym finale Champions League AC Milan – FC Liverpool. Zanim mecz na dobre się rozpoczął przegrywaliśmy już 0:2. Gdy w 39 minucie Sierant skompletował klasycznego hat-tricka chyba nikt na stadionie nie wierzył w to, że zdobędziemy chociaż punkt. Bardziej realnym scenariuszem wydawał się pogrom naszej drużyny. W tym momencie „Stilon” popełnił błąd zadowalając się korzystnym wynikiem. Naszym zawodnikom z pewnością pomogła bramka strzelona „do szatni” przez Gajdę. Druga połowa to heroiczna pogoń za wynikiem uwieńczona sukcesem. A mogło być jeszcze lepiej, bo przy stanie 3:3 mieliśmy szanse na przechyleni szali na naszą korzyść. Niesamowite spotkanie, które na długo zapadło mi w pamięci. Później wszystko wróciło do normy. Przegrywamy na wyjeździe z „Zagłębiem” Wałbrzych 0:2. Toczymy co najmniej wyrównany pojedynek, stwarzamy doskonałe sytuacje bramkowe. Cóż z tego, skoro ich nie wykorzystujemy w przeciwieństwie do naszego rywala. Tym razem dwukrotnie skutecznością błysnął Urbanowicz. W tym momencie w naszym sztabie trenerskim nastąpiła istotna korekta. Opolski OZPN oddelegował do pomocy Zdzisławowi Drożdżyńskiemu bardzo doświadczonego trenera Józefa Zwierzynę, którego kibicom „Odry” nie trzeba przedstawiać. Ten duet trenerski prowadził drużynę w ostatnich sześciu kolejkach. Wkrótce okazało się, że było to zbawienne posunięcie...
Po spotkaniu ze „Stilonem” nasi piłkarze uraczyli nas kolejnym horrorem. Ponownie zremisowaliśmy na Oleskiej 3:3. Tym razem ze „Stalą Stocznia” Szczecin. Scenariusz meczu był jednak zgoła odmienny. Po dziesięciu minutach od pierwszego gwizdka sędziego prowadziliśmy już 2:0. Wydawało się, że wreszcie odniesiemy tak upragnione zwycięstwo. Nic z tego! Najlepszym zawodnikiem gości okazał się… sędzia. Najpierw „wyczarował” rzut karny, a następnie w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach „poczęstował” Kwaśniewskiego czerwoną kartką. Zrobiło się bardzo gorąco. Kwaśniewski miał pecha. Postanowił jeszcze raz wrócić na boisko i pomóc swoim kolegom w walce o uratowanie II ligi, a tu taki zakalec. Trudno jednak winić samego zawodnika, bo co by nie napisać o tym meczu, to postawa sędziego była skandaliczna. O ile potyczka ze „Stilonem” zawierała ogromny ładunek sportowych emocji to pojedynek ze „Stalą Stocznia” Szczecin był, delikatnie rzecz ujmując, niezwykle frustrujący. Bardzo żałowałem tego straconego punktu, bo był on „Odrze” niezwykle potrzebny. Po 25 kolejce „Odra” zajmowała 14 miejsce w tabeli. Do bezpiecznego miejsca brakowało nam dwóch punktów. Katastrofa była blisko.
Na szczęście wreszcie przyszło przełamanie w pojedynku rozgrywanym na obcym boisku. Odnieśliśmy bardzo cenne zwycięstwo w Gdyni, pokonując tamtejszą „Arkę” 2:1. Tym razem szczęście było po naszej stronie. Wynik otworzyła kuriozalna bramka Grucy, w końcu doskonałą okazję wykorzystał Haras, warto podkreślić także fakt, że znakomitą partię w bramce rozegrał Mokrzycki. W rundzie wiosennej na Oleskiej hokejowe wyniki były specjalnością „Odry”. Nie inaczej było w kolejnym meczu. Po emocjonującej grze pokonaliśmy GKS Tychy 3:2. Nie było łatwo. Już na początku goście zdobyli bramkę i zrobiło się bardzo nieprzyjemnie. Na szczęście tym razem nasi zawodnicy mieli w miarę dobrze nastawione celowniki. Zwycięstwo cieszyło w dwójnasób – zdobyliśmy bezcenne punkty i przełamaliśmy niemoc w spotkaniach z tyską drużyną, która niezbyt nam „leżała”. Jak przełamanie to przełamanie. Kolejny wyjazd i kolejne zwycięstwo! Tym razem 3:2 z „Gryfem”. Drużyna ze Słupska już od kilku kolejek grała praktycznie o pietruszkę, gdyż jej degradacja była przesądzona. Dwie bramki zdobył świetnie dysponowany tego dnia Bolcek. Bodaj najładniejsza była jednak dziełem Gajdy, którego soczyste uderzenie z dystansu trafiło w samo „okienko”. Na dwie kolejki przed końcem „Odra” plasowała się na 10 miejscu, mając na koncie 27 punktów. Jej przewaga nad strefą spadkową była jednak minimalna – był to zaledwie jeden punkt. Nasze losy nadal były więc bardzo niepewne. W przedostatniej kolejce gościliśmy wicelidera z Lubina. Całe szczęście, że „Zagłębie” straciło już szanse na awans, bowiem uzbierało o pięć oczek mniej od lidera (wtedy za zwycięstwa przyznawano dwa punkty). Mecz o życie zakończył się naszym zwycięstwem 2:0. Ponownie do siatki trafił Bolcek, w drugim przypadku wyręczyli nas goście, gdyż „swojaka” zaliczył Kujawa. Sukces w pojedynku z „Zagłębiem” sprawił, że druga liga została dla Opola uratowana! W ostatniej kolejce nasza gra wyglądała mniej więcej tak, jak w większości spotkań rozgrywanych na wyjeździe. Graliśmy nieźle, stwarzaliśmy sytuacje bramkowe, jednak brakowało wykończenia. „Celuloza” Kostrzyn wygrała ostatecznie 2:0.
Katastrofa była bardzo blisko. Gdyby nie efektowny finisz i 4 zwycięstwa pod rząd, począwszy od 26 kolejki, degradacja stałaby się faktem. Tym razem jeszcze się udało… W jedenastce sezonu II ligi „zachodniej” katowickiego „Sportu” nie znalazł się ani jeden piłkarz „Odry”. Trudno mieć tu pretensje do dziennikarzy. Na przestrzeni całego sezonu żaden z naszych graczy jakoś szczególnie na drugoligowym froncie się nie wyróżniał. Kapica i Mokrzycki bronili ze zmiennym szczęściem. W bloku defensywnym jak zwykle solidnością wykazywał się Rokitnicki. Pozostali obrońcy grali dość nierówno. W rundzie jesiennej nieźle radził sobie Korek, aczkolwiek trzeba przyznać, że sezon 1981/1982 był dla niego bardziej udany. W linii pomocy całkiem niezły sezon miał Morcinek. Wiosną, po powrocie do drużyny ze „Śląska”, dzielnie wspierał go Gajda, który zaliczył kilka bardzo udanych występów. Na pewno objawieniem tego sezonu był Piotr Cyrys, który znakomicie wprowadził się do drużyny (kapitalny występ w meczu z „Olimpią” Elbląg). Obok Bolcka był to zresztą najlepszy strzelec drużyny w rundzie wiosennej. Niewątpliwie wyróżniającą postacią był Zbigniew Kwaśniewski. Nadal czarował błyskotliwą techniką, niekonwencjonalnymi zagraniami. Wprawdzie grał dość nierówno, w drugiej połowie często „oddychał rękawami”, jednak jakość, jaką dawał drużynie była bezcenna. Opolska młodzież mogła się od niego sporo nauczyć. W ciągu sezonu Kwaśniewski aż pięciokrotnie został wybrany przez katowicki „Sport” do najlepszej jedenastki kolejki. Jeśli chodzi o wspomnianą młodzież to oczekiwałem trochę większych postępów po takich piłkarzach, jak Babac, Kuter i Malski. Atak był dość chimeryczny. Naszym zawodnikom brakowało skuteczności. Nieźle do drużyny wprowadził się Ireneusz Haras, który wcześniej grał w lidze okręgowej. Nieco lepiej prezentował się w rundzie jesiennej. Wiosną dopadła go lekka zadyszka – zdobył tylko dwie bramki, wobec czterech z poprzedniej rundy. Dokładnie odwrotnie było w przypadku Alfreda Bolcka, który większości spotkań jesiennych nie mógł zaliczyć do udanych. Było to w niemałym stopniu związane z tym, że Fredek wcześniej zmagał się z kontuzją. Dobrą formę złapał pod koniec sezonu. Strzelił wtedy kilka bardzo ważnych goli. Bolcek z dorobkiem 7 bramek był najlepszym snajperem naszej drużyny. Wiosną sztab trenerski szukał różnych wariantów w grze ofensywnej. Sprowadzono nowego napastnika - Złotosia z „Metalu” Kluczbork, jednak żadną miarą nie było to wzmocnienie drużyny. „Odra” nie była w tym sezonie drużyną swojego boiska (10 miejsce w klasyfikacji, 20 punktów). Znacznie gorzej niż w poprzednim sezonie poczynaliśmy sobie w spotkaniach wyjazdowych (13 miejsce, 9 zdobytych punktów).
Większości spotkań z tego sezonu praktycznie zupełnie już nie pamiętam, dlatego musiałem posiłkować się różnymi materiałami archiwalnymi, aby uzupełnić luki w pamięci. Frekwencja była marna lub bardzo przeciętna. Bodaj najmniej ludzi było na meczu z „Celulozą” w listopadzie 1982 roku, niewiele więcej we wrześniu 1982 roku z „Olimpią” Poznań – tym razem głównie z powodu fatalnej aury. W jednym i drugim przypadku było to kilkaset osób. Najwięcej przychodziło w maju i czerwcu 1983 roku, wtedy gdy decydowały się losy „Odry” (mecze z GKS Tychy i „Zagłębiem” Lubin). Nigdy nie było ich jednak więcej niż trzy tysiące. Z dopingiem był spory problem. „Młyn” był właściwie zupełnie niewidoczny. W czasie meczów na Oleskiej panowała zazwyczaj cisza, nie licząc reakcji widowni na co ciekawsze wydarzenia. Brakowało jakiegoś impulsu, który pobudziłby ludzi do dopingu. Gra „Odry” na ogół nie porywała, kibice gości praktycznie nie przyjeżdżali, nie licząc kilku przypadków. Za każdym razem były to tylko kilkunastoosobowe grupki największych zapaleńców (np. „Celulozy” Kostrzyn). Generalnie rzecz biorąc był to mocno przeciętny sezon. Największym plusem było oczywiście to, że udało nam się uniknąć degradacji, jednak bardzo niepokojące było to, że drużyna powoli, acz systematycznie, obniżała loty. Niewiele spotkań stało na satysfakcjonującym poziomie. Dla opolskiego kibica było to o tyle trudne, że wciąż świeżo miał w pamięci mecze rozgrywane w ekstraklasie i występy takich tuzów, jak Młynarczyk, Klose, Wójcicki czy też będącego u szczytu formy Kwaśniewskiego. Ważny jest tu oczywiście punkt odniesienia, bo już na początku lat 90., gdy na dobre dopadła nas trzecioligowa mizeria, coraz częściej doświadczałem nostalgii za meczami na drugim froncie z pierwszej połowie lat 80.
Wspomnienia spisał: Aleksander Filipowski - wieloletni kibic opolskiej Odry