
W dziele wybitnego polskiego dziennikarza sportowego, Stefana Szczepłka znaleźć można sporą dawkę cennych informacji, związanych z życiem popularnego Kaki, a także realiów panujących w ówczesnej piłce krajowej. Znajduje się również wątek z opolanami w tle: Antonim Kotem i Zbigniewem Gutem, z którym warto się zapoznać:
El. ME 1972: 10.10.1971. Polska – RFN 1:3:
W październiku 1971 roku do Polski przyleciała reprezentacja RFN, która kilka miesięcy później zdobyła mistrzostwo Europy. Helmut Schoen na ławce trenerskiej (z twórcą Adidasa Adolfem Dasslerem, który chciał zobaczyć Warszawę), a na boisku Franz Beckenbauer, Sepp Maier, Gerd Mueller, Paul Breitner, Juergen Grabowski, Jupp Heynckes, Guenter Netzer.
Przegraliśmy 1:3. Część prasy obarczyła winą za porażkę Jana Tomaszewskiego, co było niesłuszne i krzywdzące. Netzer panował w środku pola, Mueller pod naszą bramką, a Kazimierz Deyna przyglądał się temu z trybun. Kazimierz Górski postanowił sprawdzić Bronisława Bulę z Ruchu i Antoniego Kota z Odry Opole. Po tym meczu więcej tego nie robił. Trzeba było niecałych trzech lat, żeby Deyna zdobył opinię najlepszego pomocnika świata (…).
Polscy piłkarze po dwunastu latach znowu pojechali na igrzyska. W Monachium i innych miastach RFN rozegrali siedem meczów. Ten ostatni przyniósł im złoty medal.
Rozpoczęli od nadspodziewanie łatwych spotkań z Kolumbią – 5:1 i Ghaną – 4:0. Gadocha strzelił pięć goli, Deyna trzy, a Lubański jednego. Trudniejszy był trzeci mecz z drużyną NRD, która dwa lata wcześniej pokonała nas w Rostocku aż 5:0. Tym razem w Norymberdze, Niemcy nie mieli szans. Jedyny ich pomysł sprowadził się do zamiany numerów na koszulkach. Kazimierz Górski miał lepszy. Wystawił debiutanta, Zbigniewa Guta z Odry Opole. Niemcy pilnowali Lubańskiego, Deyny i Gadochy, ale przez dziewięćdziesiąt minut nie mogli się zorientować, gdzie gra Gut, „człowiek, który się nie męczy”. Gut miał nieprawdopodobną wydolność i kondycję, biegał po całym boisku, siejąc zamęt w niemieckich szeregach. Wygraliśmy 2:1 po golach środkowego obrońcy Jerzego Gorgonia. Niemcy nie wynaleźli takiego środka dopingującego, który z powodzeniem mogliby zastosować w piłce nożnej. Koksowali lekkoatletów i pływaków, ale z piłkarzami szło im gorzej.