Jak to się stało, że godny - na przełomie XX i XXI w. - przeciwnik dla opolskiej Odry stoczył się tak nisko w hierarchii futbolowej? Zapraszamy do poniższej lektury (Maciej Nędzi, przedruk z portalu „Weszło”).
Włókniarz Kietrz – zespół spod południowej granicy, który na przełomie wieków dość dzielnie rywalizował na szczeblu ówczesnej 2. ligi. Samo miasto liczy niewiele ponad 6 tysięcy mieszkańców i właściwie jedyne z czym można je kojarzyć to nieistniejący obecnie klub… To była najlepsza reklama, a dla mieszkańców stadion przy Sportowej 1 był miejscem, gdzie mogli zobaczyć renomowane firmy, takie jak Lech, czy Katowice. Jeszcze w 2001 roku po bramce Arkadiusza Kłody – kietrzanie zremisowali z Kolejorzem. Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że w Kietrzu jeszcze w tej samej dekadzie zdąży zawitać 8. poziom ligowy...
Rok 2000 – dla mnie piękny okres, kiedy moje zainteresowanie piłką było największe. To była także złota era dla dawnej Pluszowianki Kietrz. Zespół w niebieskich kostiumach z napisem PRO–AGRA potrafił pokonać 14-krotnie rywali w 2. lidze. Skutecznością popisywał się Michał Chałbiński, który zaliczył aż 12 trafień w tym sezonie. Dla niego Włókniarz był oknem wystawowym. Podobnie dla Grzegorza Jakosza, czy Grzegorza Pilcha, który z powodów pozaboiskowych nie dał rady w futbolu. Kietrz nie bazował na najemnikach. W większości zawodnicy pochodzili ze Śląska, albo z woj. opolskiego. Wszystko wyglądało przyzwoicie do 2004 roku. Spadek do 3. ligi dla kietrzan dramatem nie był. Włókniarz dwukrotnie otarł się o awans. Może to za duże słowa, ale odpowiednio 4. i 3. miejsce ujmy nie przynosiły. Niestety w 2004 roku nastąpiło tąpnięcie. Klub się rozsypał. Mimo niezłej lokaty na 3. poziomie rozgrywek i pokonania 4-1 mistrzowskiego Zagłębia Sosnowiec w Kietrzu wielkiej piłki już więcej nie zobaczyli. Kasa, kasa - tego zabrakło. Kietrz jest zbyt małym ośrodkiem, aby utrzymała się tam piłka na centralnym poziomie.
W 2005 roku Włókniarza zgłoszono do rozgrywek Klasy B – okręgu Głubczyce. Wtedy zaczęła się wieloletnia degrengolada, zakończona kilka dni temu. Już na zawsze. Pomimo porażek ze Stalą Grobniki, Iskrą Zopowy i Ruchem Zubrzyce postanowiono ratować klub poprzez fuzję z Tęczą latem 2006 roku. Efemeryda z Kietrza spadła jednak z hukiem z okręgówki. Nie dość, że Tęcza Kietrz-Kozłówki przestała istnieć, to jeszcze Włókniarz poleciał do Klasy A. Dodatkowo kietrzanie skompromitowali się porażką u siebie 1-13 z Ruchem Zdzieszowice, który właśnie wtedy zaczął swój marsz do wyższych lig. W Kietrzu klasa A była aż do 2011 roku. Wtedy to Włókniarz zajął odległe – 15. miejsce i kibice po raz kolejny musieli poczuć gorycz spadku. W ostatnim sezonie niebiesko-biało-zieloni do 6. kolejki mieli komplet wygranych. Nagle wszystko się popsuło. Włókniarz zimował jeszcze w fotelu lidera, ale wiosną zgromadził tylko 8 oczek i dał się wyprzedzić takim firmom jak Polonia Ściborzyce Wielkie i Rolnik Lewice.
W Kietrzu zrozumiano, że to koniec. O historii mało kto już pamiętał... 2. ligę przypominał już tylko niszczejący stadion i koszulki z napisem PRO-AGRA, tak... te same! Do tego spodenki z logo C+... Dlaczego nie wyciągnięto wniosków z lat wcześniejszych? Fuzja z byłym klubem Jacka Broniewicza - Orłem Dzierżysław? Gra w 4. lidze, ale już jako GLKS Kietrz? Widać, że w tej małej mieścinie ciśnienie na wyniki jest ogromne. A może ludzie tam są przyzwyczajeni do wielkiej piłki i lubią sobie zamydlić obraz raz na kilka lat, aby poczuć ponownie smak muraw, a nie pastwisk? Nie potrafię na te pytania odpowiedzieć. Włókniarz Kietrz był klubem rozpoznawalnym. Klubem, o którym wielokrotnie pisano. Kietrz był gorącym terenem, gdzie wiele ekip pogubiło punkty. Rozumiem, że 4. liga to nowe perspektywy. Ale dlaczego wbito gwóźdź do trumny Włókniarza? Czyżby już nikt nie miał go w sercu? Nawet mieszkańcy Kietrza?
Pozdrawiam i jeśli możecie przypomnijcie moim artykułem o tym klubie, więcej okazji nie będzie.