Tysięczne rzesze miłośników piłkarstwa zebrane na stadionie Lechii w Gdańsku oczekiwały lepszego poziomu niż ten, który zaprezentowały oba zespoły. Budowlani jak zwykle na obcym boisku wyszli z ogromną tremą. Od samego początku gra jest bardzo nerwowa, z tym, że lekką przewagę mają gospodarze. W tym czasie defensywa Budowlanych zupełnie zapomina o kryciu przeciwnika i gdańszczanie łatwo zdobywają teren, strzelając raz po raz ostro na bramkę Paszkiewicza. Taka sytuacja utrzymuje się do 10 min., kiedy to Kania fauluje jednego z zawodników Lechii, a sędzia dyktuje rzut wolny, i Gronowski zamienia go na bramkę. Nie bez winy był tu Paszkiewicz. Strzał bowiem był słaby, nie specjalnie groźny i można było go wyłapać.
Po utracie bramki Budowlani otrząsają się z przewagi gospodarzy i coraz częściej zaczynają gościć pod bramką Gronowskiego. Już w 15 min. Mielniczek jest 3 m od bramki, ale w momencie oddawania strzału wyrasta przed nim obrońca gdańszczan, piłka odbija się od niego i wychodzi na korner. Po kilku minutach okazję na zdobycie bramki marnuje Spałek, strzelając znowu z bliskiej odległości wprost w obrońcę przeciwników. Za chwilę Jarek ma dogodną sytuację , strzela jednak wprost w ręce bramkarzowi. Przewaga Budowlanych w tym okresie gry rośnie z minuty na minutę, jednak upragniona bramka nie pada. Dopiero w 26 min. Mielniczek zdobywa wyrównanie wykorzystując błąd obrońcy.
Druga bramka dla Lechii padła, można powiedzieć zupełnie przypadkowo. Przy przygniatającej przewadze Budowlanych Nowicki inicjuje samotny rajd i zdobywa rzut rożny.
Egzekwuje go Gronowski, który dośrodkowuje o jakieś 3 metry od bramki, a Paszkiewicz zamiast wyłapać piłkę, względnie wypiąstkować, przyglądał się Kupcewiczowi, który ślamazarnym strzałem zdobył trzecią i jak się okazało ostatnią bramkę dnia zapewniając zwycięstwo swojej drużynie.
Grę po przerwie również można podzielić na 2 wyraźne okresy. Lechia mając przewagę 1 bramki nie pchała się do ataku, ograniczając się do sporadycznych wypadów. Budowlani w tym czasie zabawiają się w setki przeróżnych kombinacji, krzyżowych podań, w konsekwencji czego zanim decydują się na strzał, pod bramką jest już cała niemal drużyna Lechii.
Dopiero na 10 min. przed końcem gospodarze widząc wyczerpanie gości znowu ruszają do ataku, ale strzały ich są mocno niecelne.
Oceniając mecz należy stwierdzić, że ani jeden ani drugi zespół nie stanął na wyżynach i nie pokazał piłki nożnej w dobrym wydaniu. Można mieć wiele pretensji do samego tempa gry, dokładności podań i jakiejś przemyślanej akcji. W zespole pokonanych na czoło wysunął się Strociak, który był bardzo pracowity, wkraczał w akcje pewnie i skutecznie, nieźle zasilając piłkami swój atak. Obok niego dobrze wypadł Wrzos. Pozostali zawodnicy, a szczególnie Jarek i Mielniczek, wyraźnie przeżywają kryzys formy. Szczególną uwagę należy zwrócić na zupełnie niezrozumiałe forsowanie gry jedynie prawą stroną na skutek czego Popluc ani Spałek nie byli w pełni wykorzystani i nie mogli dać z siebie tego na co ich stać. Jarek rozkręcił się dopiero w ostatnim kwadransie gry. Było już jednak grubo za późno na szukanie zwycięstwa, gdyż pozostali partnerzy nie mieli siły.W zespole Lechii trudno kogoś wyróżnić. Jest to drużyna bez wielkich indywidualności, wyrównana.
Ogólnie rzecz biorąc, Lechia wygrała dzięki szczęściu i błędom Paszkiewicza. Budowlani przegrali mimo wyraźnej okresami przewagi, gdyż zamiast strzelać, próbowali wjechać z piłką do bramki przeciwnika.„Trybuna Opolska”, nr 120 z 21 V 1956