Nic tego nie zapowiadało. Cofając się do czasu przed startem sezonu i celów jakie wyznaczył wówczas Zarząd trzeba stwierdzić, że to o się później wydarzyło wymyka się racjonalnej ocenie. Efekt końcowy przerósł najśmielsze oczekiwania. Oczywiście wszystko ma swoje przyczyny i nic nie dzieje się bezpodstawnie. Z tego powodu w tym artykule postanowiliśmy przedstawić drogę Odry do awansu metodycznie analizując każdy jej etap.
Występ beniaminka na nowym szczeblu rozgrywek to zawsze wielka niewiadoma. A wstęp do sezonu tylko wzmógł niepokój. Przegrana 0-3 w Pucharze Polski z Siarką Tarnobrzeg nie zapowiadała niczego dobrego. W końcu był to zespół okrzepły w II-ligowej rzeczywistości i nawykły do jej realiów.
To co Odrze pomogło dobrze wejść w sezon to na pewno przychylny terminarz. Dwa pierwsze mecze grała w roli gospodarza. Na inaugurację przyszło się spotkać ze Stalą Stalowa Wola, zespołem, który w poprzednim sezonie zajął ostatnie miejsce gwarantujące utrzymanie. A następne trzy mecze z pozostałymi beniaminkami – kolejno Polonią Warszawa, Olimpią Elbląg i Wartą Poznań. Efektowna wygrana 3-0 ze Stalą niczego jeszcze nie wyjaśniała. Remis 2-2 z Polonią mógł za to sugerować, że Odra będzie zespołem środka tabeli mozolnie walczącym o punkty. Okazało się, że było to jedyne zawahanie co do roli jaką odegra w lidze. Wyjazdowa wygrana w Elblągu 2-0 oraz 4-1 z Wartą w Opolu dała na razie odpowiedź na to, który z II ligowych nowicjuszy jest najsilniejszy. Tak więc po 4 kolejkach i trzech meczach domowych zgromadzono 10 pkt co było świetną zaliczką na dalszą część sezonu i dawało miejsce "w czubie" tabeli . Znakiem firmowym Odry stały się wtedy błyskawiczne strzelane bramki, które ustawiały mecz.
Pierwszym zwiastunem, że opolski zespół może nadawać ton rozgrywkom był mecz z GKS Bełchatów. Beniaminek remisujący na boisku spadkowicza i jeszcze dyktujący warunki gry – to nie zdarza się często
Newralgicznym momentem, który zadecydował, w którą stronę zmierza klub były dwa mecze w Opolu – z Gryfem Wejherowo i ROW Rybnik, przedzielone jeszcze wyjazdową wygraną z Legionovią Legionowo 3-1. Mecze z Gryfem (2-1) i ROW (2-0) były do siebie bliźniaczo podobne i polegały na zaciętej walce, w której ostatecznie potrzebne było przełamanie przeciwnika, efektem czego było strzelenie zwycięskich bramek w końcowej fazie spotkania. Gdyby nie ten wysoki poziom determinacji to zwycięstwa zamieniłyby się w remisy lub porażki, a straty punktowe usadowiłyby Odrę w środkowych rejonach tabeli. Ogólnie hasło "przełamanie przeciwnika" jest kluczowe na przestrzeni całego sezonu, o czym się jeszcze tutaj przekonamy.
Następnym spotkaniem był wyjazdowy remis z Siarką Tarnobrzeg (1-1), która przed sezonem wydawała się jednym z kandydatów do awansu. Mecz zakończył się w nerwowej atmosferze z powodu decyzji sędziego. A na konferencji prasowej szkoleniowiec Siarki Włodzimierz Gąsior wypomniał zawodnikom Odry zbyt wysoką "presję na wynik" i zaproponował "ciężarówkę z lodem" na rozgrzane głowy. Więc to paradoksalnie trener jednej z drużyn przeciwnych jako pierwszy powiedział to co wszyscy już czuli i zanim z klubu wyszedł jakikolwiek oficjalny komunikat o zmianie celów na koniec sezonu.
Mimo, iż nie mówiono o tym głośno to po tak udanej serii spotkań kibice sami poczuli, że jest to już walka o coś więcej niż tylko bytowanie w II lidze. Wynika to z samej mentalności opolskich kibiców. Choć formalnie Odra była beniaminkiem to w tej lidze nie było przeciwnika (przynajmniej od strony kibicowskiej), do którego podchodziło się z kompleksami lud nadmiernym respektem. Tak więc dla opolskiego kibica walka o awans z tego poziomu rozgrywek to nie żadne "niedoścignione marzenia" a norma.
Do wrześniowego meczu z Radomiakiem Odra przystępowała już z ugruntowaną pozycją i zakończył się on podziałem punktów (0-0) gdyż żadnej ze stron będącej w czołówce tabeli nie opłacało się podjąć nadmiernego ryzyka. Potem rozegrano na wyjeździe mecz Puszczą Niepołomice (1-1), której wtedy nie odbierano jeszcze jako faworyta do awansu. Regularność zwycięstw podtrzymano spotkaniami z Rozwojem Katowice (dom 2-0) i trochę szczęśliwym z Błękitnymi Stargard (wyjazd 1-0).
Aż doszło do jednej "anomalii" – zupełnie niespodziewanej i wysokiej porażki z Olimpią Zambrów (0-3). Było to tym boleśniejsze, że zaproszono na to spotkanie samego Antoniego Piechniczka i trenowane przez niego "legendy Odry" z Józefem Młynarczykiem i Józefem Klose na czele.
Tą stratę powetowano sobie jednak w następnym meczu z Kotwicą Kołobrzeg. Dzięki transmisji telewizyjnej kibice zobaczyli efektowne 3-0 a szczególnie zapadł w pamięć strzał Tomasza Wepy z kilkudziesięciu metrów, który można nazwać "bramką sezonu"
"Mecz jesieni" to oczywiście przyjazd Rakowa Częstochowa (1-1) Szkoda, że nie udało się wtedy utrzymać prowadzenia do końca, bo tego typu mecze oprócz zdobyczy punktowej są oparte na prestiżowej rywalizacji. Akurat w tym wypadku chodziło o to by "dokopać" "medalikom" z Częstochowy. Odbito to sobie w następnej kolejce, "niestety" na przyjaciołach z Polonii Bytom (1-0)
Pierwsze dwie kolejki rundy wiosennej rozegrano awansem jeszcze jesienią. Rewanż ze Stalą Stalowa Wola był pierwszą wyjazdową przegraną (1-2). Na zakończenie roku przyszło rozegrać wyjazd na Polonii w Warszawie. Po raz drugi mecz Odry zdecydowała się pokazywać TVP 3 i był to świetny wybór pod kątem atrakcyjności spotkania. Wygrana 4-3 przy początkowym prowadzeniu 2-0 mogła usatysfakcjonować każdego miłośnika futbolu...oprócz fanów Odry. Strata bezpiecznego prowadzenia i dalszy rozwój wypadków kosztował naprawdę sporo nerwów.
W przerwie zimowej dokonano kilku znaczących transferów. Przyszli – Szymon Skrzypczak, Marcin Wodecki, Gabriel Nowak czy Mateusz Wrzesień. A z klubu wyszedł już jednoznaczny komunikat – gramy o awans.
Pierwsze wiosenne spotkanie z Olimpią Elbląg (2-1) było kolejnym z serii "na przełamanie", gdzie długo utrzymywał się remis a decydującą bramkę strzelono dopiero na kilka minut przed końcem. Trener Furlepa bardzo obawiał się tego meczu, bo Olimpia jako beniaminek też dobrze odnalazła się na drugoligowym poziomie. Od razu też zaprocentowały transfery, gdyż strzelcem obu bramek był Gabriel Nowak.
Następne wyjazdowe zwycięstwo z Wartą Poznań (3-1) potwierdziło dziwne zjawisko. Otóż wyjazdowe zwycięstwa Odry były najczęściej osiągane w dużo bardziej przekonujący sposób niż te domowe, które najczęściej trzeba było "wyszarpywać".Przez cały sezon była widoczna też inna trochę denerwująca cecha – prowadzenia 1-0 najczęściej nie udawało się utrzymywać i przeciwnika trzeba było "złamać" następnymi bramkami. Potyczka z GKS Bełchatów tylko to potwierdzała. Tu nawet trzeba było odrabiać straty ze stanu 0-1 i dopiero odpowiedni poziom agresji dał zwycięstwo 3-1.
Następne dwie kolejki to nadejście kryzysu. Przetrzebiony kontuzjami i absencją za kartki zespół przegram najpierw wyjazd z Gryfem Wejherowo (1-0) a później dość niespodziewanie zremisował na Oleskiej z Legionovią Legionowo (1-1). Dotychczas utrzymująca się w tabeli przewaga nad resztą stawki wynosząca średnio 8-11 punktów nagle stopniała do 5 oczek a w perspektywie był ciężki wyjazd do Rybnika. Gdyby tam również się nie powiodło to przewaga nad zespołami z miejsc 3-5 mogła się zmniejszyć tylko do dwóch punktów a to już brnięcie w nerwowość a nawet utratę kontroli nad biegiem wydarzeń.
Obawy były więc spore. Jednak reakcja zespołu była piorunująca. Wygrana z ROW 6-0 nie pozostawiała żadnych wątpliwości, że kryzys został szybko zażegnany. A to co zrobiono z rybniczanami było nawet trochę...drastyczne.
Nie było zatem wątpliwości, że przed decydującą serią spotkań zespół powrócił do właściwej formy. Nadchodzący trójmecz Siarka-Radomiak-Puszcza był kluczowy dla bezpośrednich losów awansu.
Rozegrany w "Wielką Sobotę" mecz z Siarką był naprawdę wielki (4-3). Jego dramatyzmem można było obdzielić kilka innych spotkań. Szczególna była końcówka gdzie dążenie do wyrównania ze Strony siarki było tak mocne, że mało brakowało a wszystko skończyło by się wynikiem 4-4.
Jednak meczem absolutnie najważniejszym, co podkreślał trener, sztab i zawodnicy, było wyjazdowe starcie z Radomiakiem Radom. O końcowym sukcesie (2-1) zadecydowała przede wszystkim piłkarska jakość. Czyli kolejny już raz powtórzył się scenariusz "przełamania" przeciwnika. Kolejna transmisja telewizyjna, zainteresowanie kibiców i zaprezentowane umiejętności sprawiały wrażenie, że jest to mecz godny już wyższej klasy rozgrywkowej. Po tym zwycięstwie droga w stronę I ligi zamieniła się w "autostradę".
Spotkanie z Puszczą Niepołomice to "szachy" z bardzo uważną grą obronną. Spotkały się drużyny walczące bezpośrednio o awans. Mimo uzyskania prowadzenia Puszcza nie odpuściła i wyrwała remis dosłownie w ostatniej akcji. Była to bolesna strata jednak bez większych konsekwencji.
Przy dobrym układzie awans mógł stać się faktem już w następnej kolejce."Demolka" Rozwoju (5-0) odbyła się na wzór tej z Rybnika ale wygrana Radomiaka powodowała, że awans trzeba było przypieczętować w spotkaniu z Błękitnymi Stargard.
W sumie taki scenariusz był na rękę opolskim kibicom, gdyż mieli sposobność by celebrować sukces na własnym stadionie. Wydawało się, że będzie to tylko formalność, prowadzenie 3-0 uśpiło jednak czujność, co przy grze Błękitnych, którzy mieli swoje ambicje spowodowało doprowadzenie do wyniku 3-2 i dużą nerwowość w końcówce. Już mroziły się szampany, już trwały przygotowania do fety a stadion przez kilka ostatnich minut śpiewał "awans jest nasz" ale do samego końca był mocny niepokój, że wszystko to może zostać popsute. Nerwy były duże ale dzięki temu radość po ostatnim gwizdku smakowała wybornie.
Tak więc na 4 kolejki przed końcem spełniło się to co na początku sezonu nie było kompletnie planowane. Wynik poszedł w świat. Fakt awansu odnotowały główne serwisy sportowe i piłkarskie w kraju. Przypominano, że na zaplecze Ekstraklasy powraca klub z wielkimi tradycjami. "Depeszę gratulacyjną" przysłał nawet Prezes Zbigniew Boniek.
Oczywiście potem zostały do rozegrania 4 kolejki i trener Furlepa podkreślał, że ambicją jego zawodników jest wygranie całej ligi. Ale nie czarujmy się – na tym poziomie i z tym regulaminem wcale nie jest ostatecznie najważniejsze kto zajmie pierwsze miejsce lecz to kto będzie "pierwszy na mecie" czyli jako pierwszy zdoła awansować. A w tym wyścigu Odra wyprzedziła wszystkich rywali o kilka długości.
Fot. Mariusz Matkowski